piątek, 23 października 2015

Rozdział 22

Kochani,
dzięki cudownej Julii (znanej Wam może jako JulkaBooksLover) udało mi się napisać ten rozdział w mniej niż tydzień i ogromnie chciałabym jej za to podziękować.
Gdyby nie ona, męczyłabym się z tym pewnie jeszcze bardzo długo.

Wiele osób się do mnie zgłosiło, jednak Julia była pierwsza i bardzo dobrze mi się z nią współpracowało, więc musiałam podziękować innym. Bardzo Wam dziękuję, że aż tyle z Was chciało mi pomóc i przepraszam, jeśli komuś nie odpisałam, ale coś mi się zepsuło z "wysłanymi" i nie byłam pewna, czy już napisałam czy nie.
Przepraszam Was jeszcze, że to zajęło tyle czasu i dziękuję Wam przede wszystkim za to, że nadal tu jesteście <3
Rozdział z dedykacją dla fantastycznej Julii
Mam nadzieję, że się Wam spodoba :)


Gideon 
Zmarszczyłem brwi, słysząc ostanie zdanie.
- Gwen, to naprawdę nie jest czas na żarty... - powiedziałem, patrząc na nią uważnie i czekając aż wybuchnie śmiechem.
- Nie rozumiem, dlaczego miałabym żartować.
- Doktorze White! - krzyknąłem, kiedy zalała mnie fala paniki.
- Co się stało? Jakieś głębokie rany? - zapytał, podbiegając do nas.
- Coś złego się dzieje... - odciągnąłem go na bok. - Ona... Ona mnie chyba nie pamięta.
Nawet na mnie nie spojrzał. Wrócił do Gwendolyn i usiadł na łóżku obok niej.
- Który mamy rok? - zapytał.
Chwilę się zastanawiała, a potem odpowiedziała:
- Nie wiem.
- Kim jestem?
- Doktorem. - powiedziała spokojnie.
- Skąd wiesz? - dociekał.
- Bo ten chłopak tak do pana przed chwilą zawołał.
- Jak się nazywasz?
- On nazwał mnie Gwen.
Mężczyzna potarł czoło i zwrócił się do mnie.
- Nie mam pojęcia, co się dzieje. Musimy wracać do hotelu, tam będę mógł ją zbadać.
Później nic do mnie nie docierało. Zanotowałem tylko Grace, którą Falk odciągnął od Gwendolyn i ktoś popchnął mnie w kierunku drzwi. Drogi do hotelu nie pamiętam w ogóle. Ocknąłem się, kiedy doktor White wyszedł z pokoju, w którym badał Gwen. 
- Co z nią? 
- Gideonie...
- Mogę tam wejść? - zapytałem i, nie czekając na odpowiedź, ruszyłem w stronę drzwi.
- Myślę, że... - złapał mnie za ramię. - W zaistniałej sytuacji... Ona wolałaby teraz odpocząć.
Słysząc jego słowa wiedziałem, że to prawda. Gdyby wszystko było w porządku, nie puściłbym jej od wyjazdu z rezydencji ani na sekundę. A ona nie chce mnie nawet widzieć.
- Dlaczego? - zapytałem, opadając na krzesło i ukrywając twarz w dłoniach. 
- Nie wiemy. Nie ma żadnych poważniejszych obrażeń poza kilkoma siniakami, które musiał jej zrobić hrabia podczas ostatniej godziny - dwóch. Gdybyśmy znaleźli jakiegoś guza, to wystarczyłoby, żeby stwierdzić urazy wewnętrzne, ale nic nie ma. Nie ma naukowego wyjaśnienia na to, że... - przez chwilę zastanawiał się nad ujęciem tego w słowa. - Straciła pamięć.
Następne kilka minut przesiedzieliśmy w ciszy. Nie byłem w stanie na niego spojrzeć. 
- Poza tym jest... zdrowa, tak? - chciałem zapytać spokojnie, ale w trakcie głos mi się załamał. - Nic jej nie grozi?
- Nie, Gideonie.
- To... dobrze.
Wstał i położył mi rękę na ramieniu. 
- Dam ci coś na sen, wylatujemy jutro z samego rana. W porządku? - kiwnąłem głową, a on po chwili wrócił z tabletką i szklanką wody. - Przykro mi. - powiedział i wyszedł.

***

Jakiś czas później, gdy upewniłem się, że wszyscy już śpią, przeszedłem szybko korytarzem i zatrzymałem się przed drzwiami pokoju, w którym spała Gwen. Wziąłem głęboki oddech i wszedłem do środka. Dzięki światłu księżyca, wpadającemu przez okno, byłem w stanie ją zobaczyć. Spała spokojnie, przytulając się do poduszki, jakby była człowiekiem. Przysiadłem na brzegu łóżka i przez chwilę po prostu na nią patrzyłem. Pogłaskałem ją delikatnie po włosach. Chciałem położyć się obok niej, przytulić i już nigdy nie puścić. Nie mogłem tego zrobić. Nachyliłem się i pocałowałem ją lekko w czoło, a potem wstałem i wyszedłem. Kiedy dotarłem do swojego pokoju, nawet się nie przebierałem. Zażyłem tabletkę od doktora White'a i położyłem się na łóżku, czekając na sen i próbując nie myśleć o tym, co się wydarzyło podczas ostatnich kilku godzin, dni, tygodni...

***
 Dwa tygodnie później

Gwendolyn
- Gwen, śniadanie za dziesięć minut. - powiedziała Lucy, wchodząc do mojego pokoju. 
- Już idę. - zapewniłam ją, po raz ostatni przejeżdżając szczotką po włosach. - Jak się czujesz?
- Dobrze. - z uśmiechem pogłaskała się po lekko wypukłym brzuchu. - Pamiętasz, że dzisiaj masz elapsję z Gideonem?
- Tak. - powiedziałam i odsunęłam się od lustra. - Idziemy?
Kiedy schodziłyśmy na dół po schodach moje myśli wciąż wędrowały wokół Gideona. Ostatnie dwa tygodnie musiały być dla niego straszne, jeśli to, co mówili rzeczywiście było prawdą. Podobno dużo razem przeszliśmy. Odkąd tylko wróciliśmy z Brazylii wszyscy usiłują mi wszystko przypomnieć. A dla mnie żadna z tych opowieści nie brzmi znajomo. Przez pierwsze dwa dni po powrocie ani raz go nie widziałam. Potem mieliśmy zacząć spędzać razem codziennie trochę czasu, żeby "obudzić moje wspomnienia". On nie naciskał. Zawsze mówił spokojnie, zazwyczaj z lekkim uśmiechem na twarzy, jakby cieszył się, że mnie widzi. Ja, za to, widziałam niesamowity ból w jego oczach, kiedy coś mi opowiadał, a ja nie miałam pojęcia o czym mówi. Często odwracał wtedy wzrok. Nie chciałam, żeby tak się czuł, ale nie chciałam go też okłamywać. Mimo to wszystkie te historie o nas jakoś mi nie pasują. Właściwie nie tyle same historie, co my. "My" mi do siebie nie pasujemy. On... nie jest dla mnie. Ja nie jestem dla niego. I nie mam tu na myśli typowego tekstu filmowych nastolatek "on jest dla mnie zbyt dobry". Jesteśmy... inni. On pasuje do tego świata, tajemnice, podróże w czasie, wielka Loża w Londynie. Ma w sobie taki... Dystans. Typowy dla "wyższych sfer" dystans. Może był inny dla "mnie", która była jego dziewczyną, ale nie umiem sobie tego wyobrazić. Nie potrafię pomyśleć o tym, że byliśmy razem bez zastanawiania się nad tym, jak to możliwe. Jeśli Bóg przy tworzeniu ludzi przypisuje im od razu ich drugą połówkę, to my na pewno nie byliśmy sobie pisani. 
- Gwendolyn, skarbie, jeśli nie zdecydujesz się na tę kanapkę teraz - ja ją zjem. - przywołał mnie do rzeczywistości głos cioci Maddy.
- Nie jestem głodna. - powiedziałam i wstałam od stołu, bo właśnie rozległ się dźwięk dzwonka. - To Leslie, mogę iść?
- Oczywiście. - zgodziła się lady Arista, na co Charlotta prychnęła cicho. Według jej matki znowu "próbuję tylko zwrócić na siebie uwagę".
 Zignorowałam to i poszłam wpuścić Leslie. Z nią najłatwiej mi rozmawiać. Rozmawiamy o wszystkim, a ona mimochodem wtrąca jakieś nasze wspólne historie. Nie traktuje mnie tak jak inni. Zachowuje się, jakbyśmy znały się od zawsze i nie przeszkadza jej fakt, że ja nic z tego nie pamiętam. W to, że się przyjaźniłyśmy nie jest mi trudno uwierzyć. 

***

- Jak się pani dziś czuje, panno Gwendolyn? - zapytał pan George, kiedy zobaczył mnie na korytarzu w Temple. 
- Dobrze, dziękuję. Do którego roku się dzisiaj przenosimy?
- Tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego drugiego. 
W milczeniu doszliśmy pod Smoczą Salę, gdzie czekał na nas Gideon.
- Ja muszę iść teraz na zebranie, idźcie na dół sami. Wiecie, jak używać chronografu. Tylko ani słowa Falkowi, powinienem pójść z wami i poczekać aż się przeniesiecie, ale mam lekki niedoczas, wybaczcie. - to mówiąc, zniknął za drzwiami, a między nami zapanowała niezręczna cisza.
- Cześć. - powiedział po chwili, przygryzając dolną wargę.
- Cześć.
- Może chodźmy już na dół. - zaproponował i tak też zrobiliśmy. Po kilku minutach milczenia, zapytał - To... Co wczoraj robiłaś?
- Wieczorem razem z mamą i Lucy obejrzałyśmy film. 
- Jaki? 
- P.S. Kocham Cię. - uśmiechnął się smutno, kiedy to usłyszał. - Dlaczego się uśmiechasz?
- Oglądaliśmy ten film. - odparł. - Właściwie to ty i Leslie oglądałyście. Siedzieliśmy u mnie we czwórkę z Raphaelem i była wasza kolej na wybieranie filmu. W trakcie stwierdziliśmy, że pójdziemy po coś do picia, bo film nas znudził i... Nie było nas jakieś pół godziny. Postanowiłyście z Leslie zrobić strajk i spać na kanapie w salonie zamiast z nami. - parsknęłam śmiechem. Na pewno to był pomysł Les. - Ostatecznie spotkaliśmy się w połowie drogi do mojej sypialni. A rano okazało się, że Raphael śpi na kanapie razem z Leslie.
Uśmiechnęłam się, a on trochę zmieszany odwrócił wzrok. 
- Pamiętam niektóre filmy które oglądałam. - powiedziałam. - I książki. 
- Naprawdę? 
Pokiwałam głową i chyba tym samym dałam mu kolejną nikłą szansę, że sobie coś przypomnę. Ale nie kłamałam, naprawdę to pamiętam.

Kiedy już się przenieśliśmy, usiedliśmy na zielonej sofie, a Gideon wyjął z plecaka laptop.
- Chciałem ci coś pokazać. - powiedział otwierając go i przysuwając się w moją stronę, żebym dobrze widziała ekran. Pierwszą rzeczą, jaka się wyświetliła był Raphael z przerażającym uśmiechem a la pedofil, pakujący coś do prezentowego pudełka. 
- Co on tam wkłada? 
- Wolisz nie wiedzieć. - uwierzyłam mu na słowo. Nawet po dwóch tygodniach z Raphaelem byłam w stanie stwierdzić, że to może być coś, czego obraz będzie mnie później prześladował do końca życia. - To są zdjęcia i filmy, które zrobiliście podczas moich urodzin i przygotowań do nich. - przewinął do kolejnej fotografii. 
Na tej byłyśmy ja i Leslie. Stałyśmy odwrócone plecami do obiektywu, chyba coś gotowałyśmy, a na następnej ścierka ze zlewu leciała prosto na aparat i z tyłu widać było roześmianą twarz blondynki, która właśnie się odwróciła. Kilka kolejnych było w miarę spokojnych, to wciąż były przygotowania. Dwa ostatnie zdjęcia przed tymi z samej imprezy pokazywały najpierw mnie na drabinie, jedną ręką wieszającą światełka nad drzwiami, a drugą pokazując środkowy palec do obiektywu, za którym musiał stać Raphael. Na kolejnym udało mu się ująć moment, kiedy z tej drabiny spadałam. 
Później były zdjęcia z urodzin. Wielki tort, który trochę oklapł, mnóstwo ludzi dookoła i dużo alkoholu. Gideon i ja tańczący do jakiejś wolnej piosenki na środku kuchni. Gideon i ja przytuleni do siebie na jednym fotelu w salonie. Gideon i ja w mnóstwie innych miejsc robiąc mnóstwo innych rzeczy. Cały czas razem. Film, na którym śpiewam, stojąc na stole i patrząc prosto na niego...
- Wyglądamy na... szczęśliwych. - powiedziałam cicho i niepewnie, czując na sobie jego wzrok.
- Byliśmy. - przytaknął. - Tych urodzin nigdy nie zapomnę. - przez chwilę milczał, a potem odchrząknął zmieszany. - Oczywiście głównie przez Raphaela.
To mówiąc, przesunął na kolejne zdjęcie, gdzie jego brat podpala zapałką papierosa przy oknie. 
- Dokładnie pod tym oknem leżały fajerwerki, które chciał odpalić o północy. Cóż... Nieopatrznie upuścił na nie zapałkę i wystrzeliły do góry. To cud, że nikomu nic się nie stało... No, może poza tym, że dach był do wymiany i sufit do naprawy. 
Roześmiałam się głośno, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że coś takiego mogło się przydarzyć tylko Raphaelowi. 
- Czy ty... Pamiętasz to? - zapytał niepewnie, patrząc na mnie uważnie.
Westchnęłam cicho i pokręciłam głową. Atmosfera od razu znowu zrobiła się ciężka.
- Przykro mi. - powiedziałam, spuszczając wzrok. Nie chciałam znowu widzieć tego bólu w jego oczach.
- To nie twoja wina. - zapewnił mnie. - Może jeszcze nie czas. Wspomnienia na pewno będą wracać. - mówił to tak, że nie byłam już pewna czy chce przekonać mnie, czy samego siebie.

***

Gideon
Do końca elapsji niewiele już rozmawialiśmy. Gwen wyjęła książkę, a ja włożyłem słuchawki do uszu, ale nawet nie włączyłem muzyki. Zamknąłem oczy i odchyliłem głowę na oparcie sofy. Chyba pomyślała, że zasnąłem, bo jakiś czas później zaczęła coś nucić. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że to Hallelujah.

***

 Wychodziłem właśnie z biblioteki w Loży, kiedy na kogoś wpadłem.
- Przepraszam - mruknąłem i zacząłem zbierać książki, które wypadły mi z rąk.
- Nic się nie stało. - usłyszałem głos Charlotty i kiedy podniosłem głowę, zobaczyłem jej twarz tuż przed moją. 
Natychmiast wstałem.
- Muszę już iść. 
- Poczekaj - poprosiła, łapiąc mnie za ramię.
- Spieszę się, Charlotto.
- Źle ostatnio wyglądasz. Dobrze się czujesz?
- Naprawdę o to pytasz? - nie wierzyłem własnym uszom.
- Martwię się o ciebie. Wszystko w porządku?
- Nic nie jest w porządku i dobrze o tym wiesz, Charlotto. - warknąłem i próbowałem się odwrócić, ale znowu mnie przytrzymała. 
- Gideonie...
- Nic nie jest w porządku, rozumiesz?! Ostatnie tygodnie były najgorsze w moim życiu! Najpierw porwali Gwendolyn i cały czas odchodziłem od zmysłów, martwiąc się gdzie ona jest, co on z nią robi i czy nic jej nie jest, a potem jak ją już odnaleźliśmy to ona mnie nie pamięta! Nic nie pamięta! Jestem dla niej obcy, rozumiesz?! Odkąd tylko ją zobaczyłem mam ochotę najzwyczajniej w świecie ją przytulić, ale nie mogę, bo ona mnie nie zna! Dla niej nic nigdy między nami nie było! Za każdym razem, kiedy na nią patrzę, czuję się jakby ktoś po raz kolejny mówił mi, że ją porwali, jakbym po raz kolejny ją tracił! Czy to właśnie chciałaś usłyszeć? Nic nie jest w porządku. Trzymaj się ode mnie z daleka, Charlotto. A tym bardziej od Gwendolyn.
Odszedłem. Tym razem mnie nie powstrzymywała. Usłyszałem jej cichy szloch, ale nawet się nie odwróciłem.
 
***

Gwendolyn
- Leslie, będziesz u nas dzisiaj spała? - zapytała mama, wchodząc do mojego pokoju. 
- Mamy jeszcze kilka rzeczy do obgadania. - powiedziała, przytakując.
- To ja się będę kładła, dobranoc.
- Dobranoc. - pożegnałyśmy ją razem.
- To... Jak było z Gideonem? - zapytała, kiedy drzwi się zamknęły.
- Było... Niezręcznie. Jak zwykle. Pokazywał mi zdjęcia ze swoich urodzin i opowiadał, jak Raphael odpalił fajerwerki.
Roześmiała się głośno i pokiwała głową. 
- Myślałam, że go wtedy zabiję.
- Ja... Kiedy wychodziłam z Loży... Przypadkiem coś usłyszałam. 
- Co?
- Rozmowę między Gideonem i Charlottą.

Szłam do wyjścia, kiedy usłyszałam głos Charlotty:
- Źle ostatnio wyglądasz. Dobrze się czujesz?
- Naprawdę o to pytasz? - zapytał Gideon.
- Martwię się o ciebie. Wszystko w porządku?
- Nic nie jest w porządku i dobrze o tym wiesz, Charlotto. - warknął, a moja ciekawość zwyciężyła, więc schowałam się za rogiem i zaczęłam słuchać.
- Gideonie...
- Nic nie jest w porządku, rozumiesz?! Ostatnie tygodnie były najgorsze w moim życiu! Najpierw porwali Gwendolyn i cały czas odchodziłem od zmysłów, martwiąc się gdzie ona jest, co on z nią robi i czy nic jej nie jest, a potem jak ją już odnaleźliśmy to ona mnie nie pamięta! Nic nie pamięta! Jestem dla niej obcy, rozumiesz?! Odkąd tylko ją zobaczyłem mam ochotę najzwyczajniej w świecie ją przytulić, ale nie mogę, bo ona mnie nie zna! Dla niej nic nigdy między nami nie było! Za każdym razem, kiedy na nią patrzę, czuję się jakby ktoś po raz kolejny mówił mi, że ją porwali, jakbym po raz kolejny ją tracił! Czy to właśnie chciałaś usłyszeć? Nic nie jest w porządku. Trzymaj się ode mnie z daleka, Charlotto. A tym bardziej od Gwendolyn.
Charlotta stała z kamienną twarzą, niezdolna się poruszyć, a mnie oczy zaszły łzami i, mimo że przyłożyłam dłoń do ust, wyrwał mi się cichy szloch. Jeśli to wszystko jest prawdą, to dlaczego tego nie pamiętam?

- Leslie, jak ja mogę tego nie pamiętać? - zapytałam, kiedy jej to opowiedziałam, a łzy mimo wszystko popłynęły po moich policzkach. - Jeśli to prawda, jak mogłam o tym zapomnieć?
- Och, Gwenny... Tak mi przykro... - powiedziała i objęła mnie. - To wszystko prawda, kochanie. 
- Ale... My do siebie nie pasujemy. Jesteśmy kompletnie inni...
- I przez to tak świetnie się uzupełniacie. Skarbie, nigdy jeszcze nie widziałam, żeby ktoś tak kogoś kochał i żeby tak strasznie cierpiał, jak on, kiedy cię nie było. Był jeszcze bledszy i chudszy niż teraz. Wyglądał jakby w ogóle nie spał i w gruncie rzeczy tak było. Baliśmy się, że wyląduje w szpitalu. 
- Ja chciałabym sobie to wszystko przypomnieć, naprawdę. Ale nie potrafię - teraz rozpłakałam się już na dobre. - Cały czas czuję do niego jakiś dystans, mam wrażenie, że nie mogę pozwolić mu się do mnie zbliżyć. Jakbym się podświadomie bała, że to się źle skończy.
- Gwenny, czy Gideon opowiadał ci o tym, jak zaczynaliście?
- Tak, na samym początku.
- Czyli wiesz, że najpierw uznałyśmy go za skończonego dupka, potem był fantastyczny, potem znowu był dupkiem i potem znowu był fantastyczny.
- Powiedział to trochę inaczej, ale z grubsza tak. - zaśmiałam się cicho.
- Może to twoja podświadomość próbuje reagować tak, jak wtedy, kiedy poznawałaś go po raz pierwszy. - zamilkła na chwile, a potem dodała. - Nie, Boże, nie słuchaj mnie, chyba jeszcze nigdy nie pieprzyłam aż tak bardzo od rzeczy.
Roześmiałyśmy się razem, a potem ona podała mi chusteczkę. 
- Powinnaś dać mu szansę, Gwenny. Każdy inny mógłby cię skrzywdzić, ale nie on.
- Skoro tak mówisz...

Jakiś czas później, kiedy leżałyśmy już w łóżku, Leslie powiedziała:
- A może to będzie tak jak w bajkach. 
- Co masz na myśli? - spojrzałam na nią zdziwiona.
- Może "pocałunek prawdziwej miłości" przywróci ci pamięć.
- Naprawdę to powiedziałaś? - zaśmiałam się, nie mogąc uwierzyć własnym uszom.
- Nie zaszkodzi spróbować. - powiedziała śmiertelnie poważnie i odwróciła się na bok. Po kilku minutach słyszałam już tylko jej równy oddech.

***

Gideon
- Dobrze, że jesteś. Jeśli zjem jeszcze jeden kawałek tej pizzy to chyba eksploduję. - usłyszałem Raphaela, kiedy tylko zamknąłem za sobą drzwi.
Wszedłem do salonu, gdzie leżał rozwalony na kanapie z pudełkiem pizzy obok. Przysiadłem się do niego i westchnąłem ciężko, biorąc kawałek, chociaż nie byłem specjalnie głodny.
- Jak było z Gwen? - zapytał, wyciszając telewizor.
- Tak jak za każdym razem. Nic nie pamięta. Pokazywałem jej dzisiaj zdjęcia z urodzin i opowiadałem, jak podpaliłeś fajerwerki. Nic.
- Jak można nie pamiętać czegoś takiego? Przecież to było epickie! - rzuciłem mu wymowne spojrzenie i zaraz się zreflektował. - Przepraszam.
- Wpadłem dzisiaj na Charlottę. - powiedziałem, kończąc kawałek pizzy.
- I co?
- Pytała "czy wszystko w porządku".
- Serio? - prychnął, kiedy przytaknąłem. - Ona ma coś z głową, powinni ją gdzieś zamknąć.
- Przynajmniej się na niej wyładowałem. I kazałem jej się trzymać z daleka od Gwen i mnie.
- I bardzo dobrze. - skwitował krótko. - Nigdy jej nie lubiłem. Jest strasznie sztywna.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy.
- Raphael, ja już nie wiem, co mam robić. - głos mi się załamał. - Ona nic sobie nie przypomina, nie ważne co robię czy mówię. Cały czas czuję się, jakbym jeszcze bardziej się od niej oddalał, nie daję już z tym wszystkim rady.
- O nie. - powiedział stanowczo, podnosząc się z kanapy. - Nie będziesz się nad sobą użalał. To zdecydowanie w niczym nie pomoże. Zdobyłeś krew dwunastu podróżników w czasie, pokonałeś ileś osób w pojedynkach na jakieś śmieszne mieczyki i nauczyłeś się ośmiu języków, a teraz dobije cię dziewczyna, którą już raz, a właściwie dwa, w sobie rozkochałeś? Nie mam zamiaru na to pozwolić, więc weź się, kurwa, do roboty i przestań rozpaczać. Wspomnienia nie wracają? Możliwe. Możliwe, że nigdy nie wrócą. Możliwe, że nic nie zdziałasz tymi wszystkimi zdjęciami i historyjkami o waszej miłości. Wiesz, co musisz zacząć robić? Działać! Więc przestań próbować przywrócić jej wspomnienia i stwórz nowe! Spraw, żeby ona od nowa się w tobie zakochała. Przeżyjcie drugą pierwszą randkę, drugi pierwszy pocałunek, drugie pierwsze wszystko! Inaczej jest szansa, że nigdy jej nie odzyskasz. A ja nie mam zamiaru przez najbliższe pięćdziesiąt lat słuchać twoich jęków, że powinniście znowu być razem, kiedy ona będzie szczęśliwa z kimś innym, rozumiesz? Weź dupę w troki i umów się z nią. Nie naciskaj, nie opowiadaj o przeszłości - rozmawiajcie jak na prawdziwej pierwszej randce. Udawaj, że przeszłość dla ciebie też nie istnieje. Jeśli tego nie zrobisz, ona nigdy nie poczuje się swobodnie, a wtedy nie ma szans na żaden związek. Tego właśnie chcesz, prawda?
Przytaknąłem wciąż lekko oszołomiony jego przemową.
- I bardzo dobrze. Zacznij od jutra. Ja swoje zrobiłem. - to mówiąc, opadł z powrotem na kanapę i wziął kolejny kawałek pizzy.
- To było improwizowane, czy ćwiczyłeś wcześniej? - zapytałem po chwili.
- Ćwiczyłem od tygodnia i czekałem na odpowiedni moment. Przynajmniej raz przydało się oglądanie tych romansideł z Les. 
- Co masz na myśli? - spojrzałem na niego, nie rozumiejąc.
- "I że cię nie opuszczę". Obejrzyj sobie.

Kiedy położyłem się do łóżka wpisałem w wyszukiwarkę tytuł tego filmu.

Kiedy pewnego dnia Paige i Leo, młode małżeństwo, wsiada do samochodu, nie wie, że za moment odmieni się ich całe życie. Dochodzi do wypadku, w wyniku którego on zostaje lekko ranny, ona doznaje poważnych uszkodzeń czaszki i zapada w śpiączkę. Gdy wybudza się, jest inną osobą. Zapomniała wszystko z pięciu ostatnich lat przed wypadkiem, także własnego męża. Leo podejmuje próbę ożywienia jej pamięci poprzez wspomnienia i zdjęcia. Jednak Paige zaczyna uważać go za natręta. Leo postanawia sprawić, by żona po raz drugi zakochała się w nim...

- Boże, nie sądziłem, że będę szukał pomocy w romansach. - westchnąłem i znalazłem link do całego filmu w internecie, a potem włączyłem i następne dwie godziny spędziłem na oglądaniu.
Potem zasnąłem, licząc, że może jednak to się uda...





sobota, 17 października 2015

Wiem, nienawidzicie mnie...

Wiem, jestem zła, okropna, wredna, okrutna, bezduszna i mnie nienawidzicie -
nie dziwię się.

Prawda jest taka, że po prostu nie mogę napisać tego rozdziału. Mam wielką ochotę przeskoczyć kilka miesięcy do przodu i zignorować całą obecną sytuację, ale wiem, że nie mogę, bo zaburzy mi to fabułę.

Strasznie Was przepraszam za tę kolejną długą przerwę, która (o ironio losu) ma miejsce dokładnie w tym samym czasie, co w zeszłym roku - po wakacjach. 

Nie chcę, żeby trwała tyle, co poprzednio, nie mogę do tego dopuścić.

W związku z tym piszę do Was z takim pytaniem: 
Czy ktoś chciałby pomóc mi w napisaniu tego rozdziału?

Nie będzie się działo nic, czego nie można by się domyślić po przeczytaniu ostatniego rozdziału, więc chyba nikomu nie popsułoby to zabawy, przynajmniej tak mi się wydaje.

Byłabym bardzo wdzięczna, gdyby ktoś się zgłosił, oczywiście zostanie uwzględniony we wstępie do kolejnej notki.

Jeśli jest tu ktoś taki, to zapraszam do pisania na maila
cassandra.follow@gmail.com

Pozdrawiam i mam nadzieję, na odzew! :)
Cass