środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 11

Gwendolyn
-Gwendolyn!
Znowu słyszałam jego głos. Myślę o nim cały dzień, nie mogę przez to zasnąć, a kiedy w końcu mi się uda słyszę go i widzę.
-Gwen!
Minęły trzy miesiące odkąd odszedł, a ja nadal myślę o nim przez dwadzieścia cztery godziny, ale to jest zrozumiałe. W końcu go kochałam. Nadal kocham.
-Gwenny!
Ale czy prześladowanie głosem zmarłego ukochanego nie zakrawa o chorobę psychiczną?
-Gwendolyn, do cholery! Otwórz oczy!
Co? Dlaczego on mi każe otworzyć oczy? Chyba jednak pójdę na tą terapię. 
-Gwendolyn!
Dlaczego coś mnie szarpie za ramiona? Przecież jestem tu zupełnie sama...

***

Gideon
-Gwendolyn!-zawołałem ją po imieniu po raz kolejny. 
Cała jej twarz tak jak poduszka i moja koszulka była mokra od łez. Płakała od pół godziny nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Cały ten czas próbowałem ją obudzić. Zasnęła podczas czytania. Teraz była trzecia nad ranem. Otworzyła oczy i wyglądała jakby nie wierzyła w to, co widzi. Później dotknęła dłonią mojego policzka i znowu wybuchnęła płaczem. Przytuliłem ją i poczekałem aż się uspokoi głaszcząc ją po plecach i powtarzając, że to był tylko sen. Kiedy podniosła głowę i na mnie spojrzała zapytałem:
-Co się stało?
Pociągnęła nosem.
-Śniło mi się... Śniło mi się, że nie żyjesz.-wciąż miała urywany oddech.
-Wiesz... W sumie to liczyłem na to, że pojawię się w trochę innym gatunku twoich snów, ale o gustach się nie dyskutuje...-posłałem jej lekki uśmiech unosząc brwi.
-Ale... To było takie realistyczne...-spuściła głowę.-Nawet nie zauważyłam, że zasnęłam. Zaczęło się tutaj. Powiedziałeś mi, że coś źle wyszło w badaniach, których potrzebowałeś, żeby dostać zwolnienie na uczelni. Okazało się, że... Że masz raka. Płuc. Pół roku leżałeś w szpitalu. Nic nie pomagało. Później...-nie potrafiła tego wydusić.-A kiedy mnie budziłeś myślałam, że znowu śni mi się, że cię słyszę. To... To było straszne.-wtuliła się we mnie.-Obiecaj.
-Co mam obiecać?-zapytałem obejmując ją i przyciągając do siebie mocniej.
-Obiecaj, że już nigdy mnie nie zostawisz.
Pocałowałem ją w czubek głowy.
-Obiecuję. 

***
Gwendolyn
-Gwenny, masz straszliwie zapuchnięte oczy.-powitała mnie Leslie na śniadaniu.-Coś się stało?
-Nie.-pokręciłam głową.-Wszystko w porządku. Po prostu źle spałam.-spróbowałam odwrócić jej uwagę.-Chyba zrobię kawę. Ktoś chce?
-Ja poproszę.-powiedziała moja przyjaciółka.
-Gwenny, usiądź. Ja zrobię.-wtrącił się Gideon całując mnie w czoło i sadzając mnie na krześle.
-Nie, nie trzeba.-posłałam mu słaby uśmiech i wstałam.-Dam radę.
-Pomogę ci.-zadeklarował się Raphael.-Wy idźcie nakryć do stołu. 
-Tak jest, szefie.-sarknęła Les, ale zaraz poszli wykonać polecenie młodszego de Villiers.
-Słyszałem.-szepnął Raphael stojąc obok mnie przy blacie i wyciągając z szafki cztery kubki. Spojrzałam na niego pytająco.-W nocy.-wyjaśnił.-Mam lekki sen. Na pewno wszystko w porządku?
-Tak.-zapewniłam go szybko.-Mógłbyś podać mi mleko?
-Co się stało?
-Nic. Naprawdę. Po prostu... Miałam straszny, cholernie realistyczny sen.
-A.-odparł krótko.-Już się bałem, że robiliście to i płakałaś, bo mój brat jest taki kiepski na jakiego wygląda. 
Parsknęłam śmiechem i trzepnęłam go w ramię. Zaśmiał się i w końcu zajął robieniem kawy.

***

-Oglądamy coś?-zapytała wieczorem Leslie padając na kanapę między mną i Raphaelem, który objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. 
-A jest coś ciekawego?-zapytał Gideon kładąc się na kanapie i układając głowę na moich kolanach.
-Z tego co wiem właśnie zaczyna się "Bad boys".-powiedział Raphael włączając telewizor i ustawiając na odpowiedni kanał.
Razem z Leslie jęknęłyśmy głośno. 
-Zapowiadali na dzisiaj też "Ps. Kocham Cię"!-przypomniała sobie moja przyjaciółka i triumfalnie chwyciła pilota zmieniając program. Właśnie się zaczęło.
-Hej!-zaprotestowali równocześnie-widać, że bracia.
-No co?-zapytałam.-Ostatnio było wasze. Teraz nasza kolej.
-Jakie nasze?-walczył Raphael.-Przecież oglądaliśmy "Pamiętnik"!
-A później?-dodałam unosząc brew.
-Yyy...
-Szklaną pułapkę.-powiedział zrezygnowany Gideon.-Wygrały, młody. 
-Cholera...-westchnął Raphael.
Po mniej więcej piętnastu minutach młodszy z braci zaproponował, że pójdzie po coś do picia. 
-Pomogę ci.-zadeklarował się Gideon i ruszyli razem do kuchni.
Nie wracali przez pół godziny. 
-No, ja pierdzielę. Naprawdę nie mogą obejrzeć z nami jednego romantycznego filmu?!-zbulwersowała się Leslie.
-Najwidoczniej nie.-odparłam.
-Strajkuję! Oglądamy z nimi WSZYSTKIE filmy jakie chcą, a oni nie mogą wysiedzieć nawet godziny na naszych. Nie śpimy dzisiaj z nimi.
-A gdzie?
-Tutaj.-poklepała ręką kanapę, na której siedziałyśmy.-Po tym odechce im się chodzenia po picie w czasie naszych filmów.
-Czy mi się wydaje, czy Raphael ci podpadł...?
-Strasznie się wiercił w nocy!
-Ale to ty zawsze się...
-Ciii... To i tak jego wina. Nie mogłam spać.
Zaśmiałam się. Można spróbować tego "strajku".

***
Gideon
-Minęła godzina. Przetrwamy do końca.-powiedziałem.-Chodźmy już, bo się wściekną.
-No dobra.-zgodził się Raphael i wyszliśmy z kuchni.
Postawiliśmy na stoliku butelkę coli, dzbanek z wodą i szklanki, a później usiedliśmy obok dziewczyn. Objąłem Gwen ramieniem, ale się wykręciła. Zdziwiło mnie to. Przysunąłem się bliżej i zacząłem bawić się jej włosami-wyjęła mi je z dłoni i przełożyła na drugą stronę. Kurde. Położyłem rękę na oparciu sofy za jej głową i pocałowałem ją w odsłonięte ramię-naciągnęła na nie podkoszulek i przysunęła się bliżej Leslie, która tak samo jak Gwen była całkowicie nieprzystępna.
-Jesteś zła?-zapytałem szeptem ustami prawie dotykając jej ucha.
-Nie.-pokręciła głową i odsunęła się jeszcze dalej.
Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na ekran. Chyba nie pozostało mi nic innego jak obejrzenie tego do końca.

***
Gwendolyn
Po filmie poszłyśmy z Leslie do łazienki się przebrać. Kiedy wyszłyśmy Gideon tam wszedł, a Raphael poszedł odebrać telefon od mamy, która wciąż nie mogła zrozumieć dlaczego wyjechali tak wcześnie.Wprowadzając nasz (a właściwie Leslie) plan w życie wyruszyłyśmy na poszukiwania pościeli. Po przewaleniu kilku szafek i odnalezieniu w jednej cytryny, która od starości miała już "futerko" dopadłyśmy nasz cel. Udało nam się rozpracować jak rozłożyć sofę i położyłyśmy na niej prześcieradło kołdrę i poduszki. Wszystko wykonałyśmy w całkowitym milczeniu (poza momentem kiedy wyrwał nam się cichy okrzyk zdziwienia i obrzydzenia na widok owej cytrynki) jakby to była jakaś misja szpiegowska czy coś w tym rodzaju. Jedyne odgłosy jakie zakłócały ciszę był szum prysznica i Raphael przeklinający po francusku do telefonu (czyli swojej mamy). Wlazłyśmy pod kołdrę i wziąwszy uprzednio książki zaczęłyśmy czytać. Usłyszałam jak Gideon wychodzi z łazienki i otwiera drzwi do sypialni. Nie zastawszy mnie tam ruszył do salonu. Nagle jego kroki ustały.
-Gwen?-patrzył na mnie zaskoczony.
-Tak?-zapytałam nie podnosząc wzroku znad książki.
-Co wy robicie?
Dopiero wtedy uniosłam głowę. Gideon stał w drzwiach w samym ręczniku na biodrach, a z mokrych włosów woda spływała mu strumyczkami na plecy i klatkę piersiową.
-Czytamy.-odpowiedziała za mnie Leslie.
-Widzę... Ale dlaczego tutaj?
-Skoro nie chcieliście spędzić z nami czasu, pomyślałyśmy, że my nie chcemy z wami spać.-zakończyła wciąż nie odrywając wzroku od książki.
Gideon pokiwał powoli głową, a później krzyknął przez ramię:
-Raphael!
-Co?!-odkrzyknął mu ze swojej sypialni.
-Chodź tutaj!
-Tak, mamo, muszę kończyć! Gideon mnie woła! Oczywiście, teraz zrób mi wyrzuty, że porzucam cię dla brata. Mh-mhy. Tak, oczywiście! A jeśli to pożar?! Dobrze, wyślę ci smsa jak już się przez ciebie spalę. Ja jestem niekulturalny?! Dobrze, w takim razie porozmawiamy jak już się zmienię w kulturalnego, młodego Francuza!-rozłączył się stojąc już obok Gideona.-Jak ja mogłem tam mieszkać?! Jak?!-powiedział bardziej do siebie niż do nas.-Co się...? Co wy robicie?
-Dziewczyny strajkują. Nie chcą z nami spać.-wyjaśnił mu brat.
-Nie dziwię się, skoro stoisz tu w samym ręczniku. Każdego potrafisz zniechęcić.-Gideon trzepnął go po głowie.-Au, no dobra, już. Uspokój się, sadysto. Już rozumiem czemu Gwen nie chce z tobą spać.-uchylił się przed jego ręką.-No dobra, uważaj, bo ci ręcznik spadnie. Widzisz, Les? Gwenny ma swoje powody, ale ty? Przecież ja jestem grzeczny! Śpię całą noc na skrawku łóżka, kiedy się rozwalisz, nie zabieram ci kołdry, przytulam cię...
-Nie możesz wytrzymać jednego naszego filmu nie wstając...-dodała.
-O to wam chodzi?!-zapytali równocześnie.
-Możliwe...-odparła Leslie.
-Nigdy nie zrozumiem kobiet...-jęknął Raphael.
-"Żeby być szczęśliwym z mężczyzną, trzeba go bardzo dobrze rozumieć i trochę kochać; żeby być szczęśliwym z kobietą, trzeba ją bardzo kochać i nawet nie próbować zrozumieć."-zacytowałam cicho.
-Czyli nie macie zamiaru się stąd ruszyć?-zapytał zrezygnowany Gideon. Pokręciłyśmy głowami.-Cholera...-teraz to on pokręcił głową.-Dobra, idę się ubrać i się kładę. Jakbyś zmieniła zdanie, Gwen, to wiesz gdzie mnie szukać.
I wyszedł. Raphael poszedł w jego ślady. Jakiś czas później odłożyłyśmy książki i zgasiłyśmy światło. Leslie jak zawsze usnęła w pięć minut, a ja przewracałam się z boku na bok i nie mogłam znaleźć odpowiedniej pozycji. Brakowało mi Gideona i jego ramienia. Cholera, co ja zrobię, kiedy trzeba będzie wrócić do domu... Dobrze, że mama jest na tym wyjeździe z pracy. Po kolejnym kwadransie przewracania się z boku na bok pomyślałam sobie: Dość. Leslie śpi. Ja idę do Gideona. I wstałam i poszłam po cichu, na palcach przez korytarz. Było całkowicie ciemno, ale nie chciałam włączać światła. Nagle usłyszałam skrzypnięcie podłogi jakieś dwa metry przede mną. W pierwszym odruchu podskoczyłam i chciałam pisnąć ze strachu, ale "ten ktoś" zatkał mi buzię ręką. Spanikowana próbowałam dostrzec, kto to jest, bo oczywiście nie przyszło mi do głowy najprostsze i najbardziej realne rozwiązanie...
-Ciii...-usłyszałam głos Gideona tuż przy moim uchu.-Spokojnie, przecież nic ci nie zrobię.-odetchnęłam z ulgą. Czując, że się rozluźniłam odwrócił mnie do siebie przodem i zabrał dłoń z moich ust. Pocałował mnie delikatnie.-Właśnie szedłem, żeby cię odbić.-zaśmiałam się.-Serio. Jakbyś nie chciała iść miałem zamiar wziąć cię na ręce i zanieść do sypialni.
-Ja też szłam do ciebie.-powiedziałam wtulając się w niego.-Nie lubię już bez ciebie spać. Jakoś tak... pusto.-zaśmiał się i puścił mnie na chwile, by zaraz wziąć mnie na ręce. Pisnęłam cicho, a on (ponieważ nie miał wolnej ręki) zamknął mi usta pocałunkiem.-Co ty robisz?-zapytałam kiedy już skończył mnie uciszać.
-Tak będzie bardziej... Romantycznie.-stwierdził i mimo, że tego nie widziałam, wiedziałam, że się uśmiecha.
-Znalazł się, Casanowa od siedmiu boleści.-stwierdziłam śmiejąc się cicho, a Gideon zdążył w tym czasie wejść do sypialni i zamknąć za nami drzwi.
Położył mnie na środku łóżka i nachylił się, tak że był tuż nade mną.
-Casanowa miał wiele kobiet...-mówiąc to delikatnie całował moją szyję.-A mnie...-przesunął swoje usta, tak że prawie stykały się z moimi i spojrzał mi w oczy.-Wystarczy tylko jedna.
Uniosłam trochę głowę i pocałowałam go namiętnie. Trwało to kilka minut. Wsunęłam dłonie pod jego koszulkę, a on jęknął cicho wciąż nie przerywając pocałunku. Gładziłam palcami jego plecy i gładki, umięśniony brzuch. Kiedy przesunęłam dłonie trochę wyżej odsunął się ode mnie i wyciągnął je spod koszulki. Przetoczył się na plecy obok mnie. Zaskoczona i trochę zawiedziona uniosłam się na łokciach i spojrzałam na niego.
-Zrobiłam... Zrobiłam coś nie tak?-zapytałam niepewnie nagle czując wstyd i zażenowanie swoim zachowaniem.
Pokręcił głową wciąż oddychając szybko.
-Nie, Gwenny.-zapewnił mnie odwracając głowę.-Wszystko w porządku.
-Nie, nie jest w porządku.-zaprzeczyłam.-Za każdym razem kiedy jesteśmy w takiej sytuacji po chwili się odsuwasz. Dlaczego?-przypomniałam sobie wyjaśnienie Gideona z mojego ostatniego snu.-Czy ty po prostu nie chcesz...
Znowu pokręcił głową. Spojrzał na mnie z czułością i ujął moją twarz w dłonie uprzednio obracając się na bok i podpierając na łokciach.
-Gwenny, ja... Po prostu się boję.-spojrzałam na niego zdumiona.-Boję się, że za którymś razem nie zdołam się powstrzymać. Masz dopiero niecałe siedemnaście lat...-spuściłam wzrok. Czyli chodziło o mój wiek.-Kocham cię. Bardziej niż cokolwiek i kogokolwiek innego na świecie, ale... Może powinniśmy jeszcze poczekać...-podniosłam głowę. Wciąż patrzył na mnie z tą samą miłością w oczach.-Spójrz... Lucy musiała być młodsza od ciebie, kiedy zaszła w ciążę. Musieli to ukrywać... Wiem, że w naszym przypadku niekoniecznie musiałoby się to tak skończyć, ale... Po pierwsze: mimo, że zawsze bym cię wspierał i nigdy bym cię nie zostawił, nie chciałbym żebyś była w takiej sytuacji. Musiałabyś rzucić szkołę, męczyć się, ludzie patrzyliby na ciebie dziwnie... Nie dopuściłbym do tego. Po drugie: twoja mama mogłaby umrzeć na zawał gdyby się dowiedziała, że kolejne pokolenie zrobiło dokładnie to samo. I po trzecie... Paul z pewnością by mnie zamordował.-przy tym ostatnim uśmiechnęłam się i Gideon widząc to zrobił to samo.-Po prostu... poczekajmy jeszcze chwilę, dobrze? Chcę być pewny, że będziesz gotowa... Choćby miało to nastąpić za dwa lata.-zaśmiałam się.
-Masz rację. Poczekajmy.-powiedziałam i wtuliłam się w niego.
-Idziemy spać?-zapytał całując mnie w czoło.
Pokiwałam głową. Przesunęliśmy się do wezgłowia i Gideon wyciągnął spod nas kołdrę. Ułożyliśmy się twarzami do siebie. Położyłam głowę na jego ramieniu, którym mnie objął i teraz głaskał kojąco po plecach. Drugim przyciągnął mnie bliżej kładąc je na mojej talii. Objęłam go jedną ręką w pasie, a drugą podkuliłam i oparłam o jego pierś. Spletliśmy nawet swoje nogi. Leżały jedna na drugiej, na zmianę. Na koniec Gideon otulił nas szczelnie kołdrą i pocałował mnie znowu w czubek głowy.
-Kocham cię.-szepnął.
-Ja ciebie też.-powiedziałam i ziewnęłam.-Dobranoc.
-Dobranoc.

6 komentarzy:

  1. Cudo <3333333333333333
    To odpowiadanie jest niesamowite <333

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że Ci się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gideon żyje!!!! Gideon żyjeee!!! Moje życie znów powróciło w stan bardziej stały niż galaretka, ale itak przerabiasz mnie na budyń po każdym rozdziale <33333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przecież bym go nie zabiła tak na stałe ;) Jak wpadłam na ten pomysł, to napisałam do mojej przyjaciółki:
      -Zamordujesz mnie jeśli uśmiercę Gideona?
      -TAK!!!
      -No to będę zamordowana.
      Później przez kilka dni mi marudziła i marudziła, a jak przed wstawieniem na bloga wysłałam jej tamten rozdział to cudem uniknęłam śmierci xD

      Usuń
  4. Zaczęłam oddychać! Strasznie mnie przestraszyłaś w ostatnim rozdziale. :)
    Teraz rozdział był bardzo pomysłowy :) Ciekawa jestem reakcji Leslie jak zobaczy, że Gwen nie dała rady w strajku ^^
    Powodzenia i czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń