Kochani,
mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba. Z całą pewnością jest inny niż poprzednie, ale w końcu o to chodzi, prawda? Trzeba zaskakiwać czytelników :)
Wydaje mi się, że nie musieliście bardzo długo czekać ;)
Zawarłam tu wszystko, co planowałam, ale mam nadzieję, że niedługo uda mi się napisać kolejny rozdział. Z taką motywacją, jaką ostatnio dostałam, to, naprawdę, szkoda nie pisać ;)
Dziękuję bardzo za odzew, co do mojej ostatniej "prośby", naprawdę nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy...:)
Tak sobie pomyślałam, że wezmę się za poprawianie poprzednich rozdziałów. Przebrnę przez wszystko od początku i jeśli uda mi się nie załamać do końca, to zaproszę Was do przeczytania nowszej wersji ;)
Cassandra
Gwendolyn
mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba. Z całą pewnością jest inny niż poprzednie, ale w końcu o to chodzi, prawda? Trzeba zaskakiwać czytelników :)
Wydaje mi się, że nie musieliście bardzo długo czekać ;)
Zawarłam tu wszystko, co planowałam, ale mam nadzieję, że niedługo uda mi się napisać kolejny rozdział. Z taką motywacją, jaką ostatnio dostałam, to, naprawdę, szkoda nie pisać ;)
Dziękuję bardzo za odzew, co do mojej ostatniej "prośby", naprawdę nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy...:)
Tak sobie pomyślałam, że wezmę się za poprawianie poprzednich rozdziałów. Przebrnę przez wszystko od początku i jeśli uda mi się nie załamać do końca, to zaproszę Was do przeczytania nowszej wersji ;)
Cassandra
Ps. Zrobię tu małą reklamę: zapraszam na bloga z autorskim opowiadaniem mojej koleżanki, przy którym pomagam, jestem tzw. betą + pogotowiem ratunkowym w kwestii ogarnięcia całej fabuły ;)
Jak na razie jest tylko prolog, ale rozdział "się pisze" :)
Gwendolyn
- Gwendolyn, jak miło znowu cię widzieć!
Odwróciłam głowę w stronę, z której dochodził głos i dostrzegłam mężczyznę, którego nienawidziłam z całego serca, który do dzisiaj pojawiał się w moich najgorszych koszmarach, który chciał zniszczyć wszystko i wszystkich, których kochałam. Zaklęłam po cichu.
- Nie dosłyszałem, skarbie, co mówiłaś? - zapytał Hrabia de Saint Germain przesłodzonym tonem.
- Gdzie ja jestem? - zadałam pierwsze pytanie, jakie przyszło mi do głowy.
- W odrzutowcu, skarbie.
- Nie jestem twoim skarbem. - warknęłam.
- Och, jesteś. I nawet nie wiesz, jak cennym. - uśmiechnął się szeroko, a ja widziałam przebiegły błysk w jego oczach. Zacisnęłam zęby, żeby nie wymsknęło mi się co o nim myślę. Czułam, że lepiej go nie denerwować. Przynajmniej na razie, póki nie jesteśmy na ziemi.
- Dokąd lecimy?
- Tego nie mogę ci powiedzieć.
- Dlaczego mnie porwałeś?
- Tego, niestety, również nie mogę ci powiedzieć, ale obiecuję, że już wkrótce się dowiesz.
- Poczekaj tylko aż Loża cię dorwie. - powiedziałam złowrogim głosem. - Tym razem nie będzie już nikogo, kto będzie się sprzeciwiał karze śmierci...
Hrabia wybuchnął śmiechem, nic sobie nie robiąc z moich gróźb.
- Och, Gwendolyn, jesteś naprawdę przezabawna... Ale myślę, że powinnaś się jeszcze trochę przespać. Panie Marley?
Ponownie poczułam materiał przy twarzy, a potem ten dziwny zapach i już po kilku sekundach straciłam przytomność.
***
Gideon
- Co to znaczy, że nikogo nie wysyłaliście?!
- Gideonie, osobiście wypuściłem dzisiaj z pracy wszystkich o godzinie dziewiętnastej trzydzieści i wcześniej nikogo nigdzie nie wysyłaliśmy.
- To kto, u diabła, podjechał po Gwendolyn?!
- Nie mam pojęcia. Dzwoniłeś do niej?
- Nie... - nie mogłem uwierzyć we własną głupotę.
- Gideon? - wtrącił się Raphael. - Jej telefon jest wyłączony. A Leslie mówi, że nie wróciła.
- Jej telefon...
- Słyszałem. - przerwał mi Falk. - Zaraz wracam do Loży i zwołam tam wszystkich najważniejszych członków. Ty też tu przyjedź. I weź ze sobą Raphaela. Powiadomię Grace.
Rozłączyłem się i pobiegłem do samochodu, a mój brat zaraz za mną.
***
Gwendolyn
Otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że już nie jestem w odrzutowcu. Leżałam na wielkim łóżku z baldachimem i pewnie byłoby mi całkiem wygodnie, gdyby nie fakt, że ręce i nogi miałam skute kajdankami. Jakoś udało mi się usiąść i rozejrzałam się po pokoju. Był olbrzymi i urządzony bogato, z wielkim przepychem, ale nadal wspaniały. Znaczy... Byłby wspaniały, gdyby nie okoliczności. Zanim zdążyłam porządnie obejrzeć pomieszczenie, drzwi otworzyły się i wszedł przez nie strażnik.
Od razu zaatakowałam go pytaniami:
- Gdzie jesteśmy?
- Mãos. - odpowiedział.
- Où sommes-nous? - spróbowałam po francusku.
- Mãos.
- Dónde estamos? - tym razem po hiszpańsku i próbowałam przypomnieć sobie jeszcze jakieś inne języki, w których mogłabym o to zapytać.
- Mãos. - powtórzył już zniecierpliwiony i wskazał na moje, wciąż skute, dłonie.
Wysunęłam je w jego stronę, a on otworzył kluczem zamek w kajdankach. Później, bez zbędnych słów, zrobił to samo z nogami. Od razu chciałam wstać i je rozprostować, ale przytrzymał mnie na skraju łóżka.
- Vestido. - powiedział, wskazując na jedne z drzwi.
To akurat zrozumiałam. W ciągu ostatnich miesięcy w Loży zrobili mi kilka przyspieszonych kursów językowych i z nich wszystkich hiszpański wchodził mi najłatwiej. Co prawda poprzednie słowo nie było po hiszpańsku, ale to właśnie tak brzmiało, więc musiały być z tej samej rodziny... A to już trochę zawęża listę miejsc, do których mógł porwać mnie Hrabia.
Strażnik sięgnął do kieszeni i wyjął z niej niewielką karteczkę, którą zaraz mi podał, a potem wyszedł. Drżącymi rękami rozwinęłam ją i przeczytałam zawartość.
Od razu zaatakowałam go pytaniami:
- Gdzie jesteśmy?
- Mãos. - odpowiedział.
- Où sommes-nous? - spróbowałam po francusku.
- Mãos.
- Dónde estamos? - tym razem po hiszpańsku i próbowałam przypomnieć sobie jeszcze jakieś inne języki, w których mogłabym o to zapytać.
- Mãos. - powtórzył już zniecierpliwiony i wskazał na moje, wciąż skute, dłonie.
Wysunęłam je w jego stronę, a on otworzył kluczem zamek w kajdankach. Później, bez zbędnych słów, zrobił to samo z nogami. Od razu chciałam wstać i je rozprostować, ale przytrzymał mnie na skraju łóżka.
- Vestido. - powiedział, wskazując na jedne z drzwi.
To akurat zrozumiałam. W ciągu ostatnich miesięcy w Loży zrobili mi kilka przyspieszonych kursów językowych i z nich wszystkich hiszpański wchodził mi najłatwiej. Co prawda poprzednie słowo nie było po hiszpańsku, ale to właśnie tak brzmiało, więc musiały być z tej samej rodziny... A to już trochę zawęża listę miejsc, do których mógł porwać mnie Hrabia.
Strażnik sięgnął do kieszeni i wyjął z niej niewielką karteczkę, którą zaraz mi podał, a potem wyszedł. Drżącymi rękami rozwinęłam ją i przeczytałam zawartość.
Gwendolyn,
nie chcę, żebyś się do mnie od razu zrażała, uważam że powinniśmy oboje dać sobie jeszcze jedną szansę. Będę na Ciebie czekał w jadalni o dwudziestej, byłbym zaszczycony, gdybyś zjadła ze mną kolację. W garderobie masz wiele różnych sukienek, wybierz taką, która ci się spodoba. Łazienka jest we wszystko zaopatrzona, mam nadzieję, że pokój ci odpowiada.
Jak będziesz gotowa, zapukaj w drzwi wejściowe, strażnik Cię zaprowadzi.
Bertram
Jasne! Teraz milutki, a jeszcze kilka miesięcy temu próbował mnie zabić... Wściekła zmięłam liścik usiadłam na łóżku. Ukryłam twarz w dłoniach. Wcześniej działałam tylko dzięki adrenalinie, zawsze tak jest, ale teraz czułam się psychicznie wyczerpana. Zostałam porwana przez psychopatę, który powinien umrzeć ponad dwieście lat temu, nie mam pojęcia gdzie jestem, ile czasu byłam nieprzytomna i jedyną rzeczą jakiej jestem pewna jest fakt, że cała moja rodzina i Gideon na pewno odchodzą od zmysłów, a ja nie mogę nic z tym zrobić...
***
Gideon
- Minęło osiemnaście godzin odkąd ją porwali, a my nadal nic nie wiemy! - podniosłem głos, wstając gwałtownie z krzesła w Smoczej Sali.
- Robimy, co w naszej mocy, Gideonie...
- Jak widać to za mało! - odwróciłem się i wyszedłem z pomieszczenia.
Szybko odnalazłem drogę do ogrodów na tyle budynku. Ile razy ukrywałem się tam jako dziecko, kiedy chciałem uniknąć lekcji skrzypiec, tego się nie da zliczyć. Usiadłem na ławce ukrytej za między krzakami róż i ukryłem twarz w dłoniach. Osiemnaście godzin... Przez cały ten czas działałem dzięki adrenalinie, która nagle teraz opadła. Nie spałem od ostatniej elapsji, kiedy razem z Gwen owinęliśmy się kocem w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym siódmym roku. To było koło południa, czyli zdążyła już minąć doba. Pomyśleć, że wtedy wszystko było takie idealne...
- Widziałeś minę pana Marleya? - roześmiała się Gwen. - Wyglądał jakby miał zemdleć! A twarz miał w kolorze włosów Charlotty.
- Na pewno bardzo spodoba jej się to porównanie. - parsknąłem śmiechem i przyciągnąłem ją do siebie. - Grunt, że to nie Paul nas złapał. - oparłem swoje czoło o jej.
- Grunt to to, że nie mamy z nimi dzisiaj elapsji. - poprawiła mnie i musnęła moje usta swoimi. - Mam wrażenie, że skończyliśmy mniej więcej w tym miejscu... - zarzuciła mi ręce na szyję, a ja uśmiechnąłem się, całując ją.
Ale idąc zgodnie z rozumowaniem Murphy'ego: "jeżeli wydaje ci się, że wszystko jest w porządku - to na pewno coś przeoczyłeś". Do teraz wszyscy zastanawiają się, co mogli przeoczyć... A ja wiem tylko, że dużo.
- Zniknął. - powiedział jeden z adeptów, wchodząc do Smoczej Sali. - Nie ma żadnych śladów walki, kraty są w całości, w celi wszystko na miejscu.
Właśnie w tamtej chwili potwierdziły się nasze najgorsze i najbardziej oczywiste przypuszczenia. Usłyszałem cichy szloch Lucy i ciche słowa pocieszenia Paula. Widziałem Grace, której łzy popłynęły po policzkach i Falka, który ją obejmuje. Leslie patrzyła z niedowierzaniem to na adepta, to na mnie aż w końcu Raphael przytulił ją i zaniosła się płaczem. Lady Arista jak zwykle stała z kamienną twarzą, z której nic nie dało się wyczytać. Ja nie mogłem się ruszyć. Czułem się tak samo, jak wtedy na balu, kiedy myślałem, że Gwen nie żyje. Miałem wrażenie, że nic nie mogę zrobić, że ją straciłem, że to moja wina... Poczułem czyjąś rękę na ramieniu i usłyszałem głos pana George'a.
- Znajdziemy ją, Gideonie...
Wyrwałem mu się i wybiegłem z sali. Nie wiedziałem dokąd biegnę, ale kiedy w końcu się zatrzymałem, byłem w tej części budynku, do której jeszcze nigdy się nie zapuszczałem. Osunąłem się po ścianie i podkurczywszy nogi, ukryłem twarz w dłoniach. Nie miałem pojęcia, co robić. Wiedziałem, że gdzieś tam jest Gwendolyn, która mnie potrzebuje, a ja byłem kompletnie bezużyteczny.
- Gideon? - usłyszałem dziewczęcy głos i podniosłem głowę. - Mogę się dosiąść?
Kiwnąłem głową, bo nie miałem siły się kłócić, a Charlotta usiadła.
- Po co przyszłaś? - zapytałem i prawie nie poznałem swojego głosu. Był zimny, wyprany z emocji i przerażająco zmęczony.
- Chciałam sprawdzić, jak się czujesz.
- A jak mam się czuć - rzuciłem opryskliwie. Naprawdę nie miałem teraz siły. - Trzystuletni psychopata porwał dziewczynę, którą kocham. Naprawdę, czuję się wspaniale!
- Wiem, że ci ciężko...
- Prawda jest taka, Charlotto, że gówno wiesz o życiu. Nie próbuj tych psychologicznych gierek, uczyliśmy się tego razem, zapomniałaś? To na mnie nie działa.
- Rozumiem, jeśli nie masz teraz nastroju, ale zawsze możesz do mnie przyjść... Jeśli będziesz chciał porozmawiać. W końcu ja też straciłam kuzynkę...
- Nikt nikogo nie stracił! - warknąłem. - A już na pewno nie ty! Traktowałaś ją jak popychadło przez całe życie i teraz masz czelność porównywać swoje uczucia z moimi, Leslie, Grace, czy kogokolwiek innego?
- To mnie naprawdę dotknęło!
- Charlotto, nie obchodzi cię nic poza tobą samą! Gdyby kogoś rozjechał samochód tuż przed twoim nosem, to nawet byś nie zauważyła!
Wstała, wzięła głęboki oddech i powiedziała opanowanym tonem:
- Toleruję te słowa tylko dlatego, że wiem, co przeżywasz. Moja propozycja nadal jest aktualna, kiedy już zaczniesz panować nad emocjami.
Odwróciła się i odeszła. Jedynym plusem całej tej rozmowy było to, że nareszcie wyładowałem emocje i wcale tego nie żałowałem. Siedziałem tak jeszcze kilka minut, a potem wstałem i wróciłem do budynku.
***
Gwendolyn
Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie za biurkiem. Było wpół do szóstej. W ciągu ostatnich minut zdążyłam sprawdzić, czy "Bertram" nie jest może jednak skończonym idiotą i nie zostawił mi w kieszeni komórki - niestety zawiodłam się. Zabrał wszystko. Stwierdziłam, że nie mogę się załamywać, więc postanowiłam rozejrzeć się po pokoju. Było tu biurko, toaletka, na której stało mnóstwo kosmetyków i szkatułka z biżuterią, całą jedną ścianę zajmował wielki drewniany regał z książkami, a pod nim stały dwa fotele i stolik na herbatę. Po drugiej stronie pokoju były drzwi prowadzące do dwóch różnych pomieszczeń. Pierwszym była łazienka, która wielkością spokojnie przerastała nasz salon. Znajdowała się tam spora kabina prysznicowa w rogu, a na środku olbrzymia wanna-jacuzzi. Przy ścianach było mnóstwo wszelkich rozmiarów szafek i komód, jednak przeglądanie ich zawartości zostawiłam sobie na później. Podobnie jak regał, lustro zajmowało całą powierzchnię ściany, przez co pomieszczenie wydawało się jeszcze większe niż w rzeczywistości. Kiedy przeszłam przez drugie drzwi, zamurowało mnie. Pokój był wielkości naszej jadalni i może nie byłoby to takie dziwne, gdyby nie fakt, że był... szafą. Garderobą wypełnioną szafkami, regałami, półkami i wieszakami, a przede wszystkim ubraniami. Tonami sukienek, bluzek, spodni, spódnic, butów, kapeluszy, torebek, wszystkiego. W tym samym momencie, kiedy pomyślałam, że to chyba musi być raj, natychmiast zgromiłam się wzrokiem w lustrze na wprost wejścia i wszystkie uczucia wróciły. Jedno trzeba sukinsynowi przyznać - zna słabości kobiet. W końcu nadal wyglądał jak nasz nauczyciel angielskiego, czyli był przystojny jak Brad Pitt i Orlando Bloom razem wzięci. Oczywiście, jak dla mnie, nie dorównywał Gideonowi pod żadnym względem, w końcu on... Nie. Nie mogę o nim teraz myśleć. Nie mogę się załamać. Żeby się czymś zająć, poszłam wziąć prysznic. Jako mantrę powtarzałam sobie poprzednie zdanie. "Nie mogę się załamać. Nie mogę się załamać. Nie mogę się załamać..." Znalazłam ręcznik, rozebrałam się i weszłam do kabiny. Kiedy uruchomiłam wodę i oblałam się nią, przeszedł mnie przyjemny ciepły dreszcz. Spojrzałam na płyny stojące na półeczce. Moją uwagę od razu przykuła znajoma niewielka różowa buteleczka. To był szampon. Pachnący różami i pomarańczą. Ten sam, którego mama nie pozwala nikomu używać. W tej właśnie chwili moje pozorne opanowanie poszło się pieprzyć. Łzy popłynęły mi po policzkach, a ja sama osunęłam się po ścianie kabiny i siedziałam tak z podkulonymi nogami. Strumienie ciepłej wody spływały po mnie, a ja płakałam, szlochałam i szeptałam co chwilę jedno imię, które zajmowało najwięcej miejsca w moim sercu.
Jesteś niesamowita!!! Uwielbiam, ubóstwiam Cię! !!
OdpowiedzUsuńKiedy next??? NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ!!! KOCHAM TO OPOWIADANIE♥♥♥
Wierna Fanka♥
Ahhh... Jak ty to robisz? Swoim stylem pisania na pewno zawstydzasz wiele osób! No ale... Rozdział boski! Nie mogę się doczekać następnego!!! : )
OdpowiedzUsuńFajnie się czyta i chce się więcej :)
OdpowiedzUsuńDopiero niedawno zaczęłam czytać tego bloga, ale jestem pod wrażeniem lekkości twojego pióra. Rozdział trzyma w napięciu i zaskakuje. Nie mogę doczekać się kontynuacji. ;)
OdpowiedzUsuńJesteś Genialna!!!! Z niecierpliwością czekamy na następny!!!
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle wspaniały i zaskakujący. :* Czekam na next
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetnie napisy rozdział! Tak plastycznie! Emocje biją od niego. Czekam na następny! :*
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetnie napisy rozdział! Tak plastycznie! Emocje biją od niego. Czekam na następny! :*
OdpowiedzUsuńBoże, rozdział GENIALNY!!!!!!
OdpowiedzUsuńWiedziałam!!!! Powrót naszego kochanego Hrabiego!!!
I jak ja mam wytrzymać do następnego rozdziału?!
Pisz szybko!
Świetny rozdział :) Kurcze ja myślałam że Hrabia to nie żyje. No ale już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Dopiero co znalazłam tego bloga,a już mogę powiedzieć,że się w nim zakochałam ❤ Czekam na kolejne rozdziały.
OdpowiedzUsuńAaaaaaaawwww *.*
OdpowiedzUsuńTwój blog jest genialny! Po skończeniu Trylogii Czasu czułam lekki niedosyt wiec zaczęłam szukać jakiś blogów. Natrafiłam na twój. Niesamowicie mnie wciągnął przeczytałam 18 rozdziałów jednego dnia. ^^ z niecierpliwością czekam na następne :3 :3 ♥♥
OdpowiedzUsuńKurczee, dość długo nie dodajesz kolejnego rozdziału, zaczynam się martwić :-/ Mam nadzieję, że to tylko jedna z dłuższych przerw bo nie wiem co bym zrobiła gdybyś zrezygnowała z tego bloga. Jesteś genialna, masz świetny styl i rewelacyjne pomysły na akcję. No po prostu uwielbiam tego bloga, niesamowicie mnie wciągnął. Co jakiś czas sprawdzam czy czegoś nie dodałaś a każdy nowy rozdział powoduje mini eksplozję radości :D Wiem, że często brakuje czasu, ale mam nadzieję, że znajdziesz go choć troszkę i nie zostawisz na lodzie (zwłaszcza w takim ciekawym momencie xD) swoich fanów (a raczej fanek, bo... jest tu w ogóle jakiś chłopak?) No ale, wracając do tematu: kocham twojego bloga, z niecierpliwością czekam na next. Pozdrawiam i życzę weny (i czasu). :3 ;))
OdpowiedzUsuń