poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Rozdział 19

Kochani,
udało się :) Dobrnęłam do końca tego rozdziału i wcale nie było to łatwe.
Chciałam jak najszybciej przejść dalej, ale musiałam to wszystko wyjaśnić, opisać i... Szczerze mówiąc nie miałam już do tego siły. Cieszę się, że mam ten rozdział za sobą i mogę ruszyć dalej :)
Mam nadzieję, że Wam się spodoba i choć trochę zrekompensuje tę długą przerwę :)
Pozdrawiam,
Cassandra

Ps. Jak pewnie większość z Was zauważyła, dodałam nową zakładkę "bohaterowie", gdzie są wklejone zdjęcia postaci takich, jak  ja sobie wyobrażam. Z nimi również jest (zrobiony przeze mnie) nagłówek :) Jeśli ktoś z Was ma jakąś swoją wymarzoną obsadę to może ją napisać w komentarzu w zakładce, chciałabym zobaczyć, jak Wy ich widzicie :)
Pps. I mam nadzieję, że podoba Wam się nowy wystrój bloga :)


Gideon
- Gideonie, wszyscy cię szukali... - zaczął pan George, kiedy wróciłem do Smoczej Sali.
- Mam wrażenie, że to nie ja jestem osobą, której powinniście szukać. - warknąłem i usiadłem przy stole. - Mamy cokolwiek nowego?
- Nie, póki co nic się nie zmieniło. - odpowiedział Falk. - Powinieneś wrócić do domu i trochę się przespać, albo, jak wolisz, możesz skorzystać z jednej z tutejszych sypialni...
- Naprawdę myślisz, że będę w stanie zasnąć? - zapytałem chłodno, unosząc brwi.
- Myślę, że naprawdę powinieneś spróbować.
- Chyba nie mam ochoty dłużej tu siedzieć. - powiedziałem i wyszedłem z pokoju.
- Gideon. - usłyszałem za sobą głos Leslie. Zatrzymałem się i odwróciłem do niej przodem. - Musisz trochę odpocząć. I tak na razie nic nie możemy zrobić, a jak już coś się zmieni, to będziesz na to zbyt zmęczony. Idź się położyć, chociaż na godzinę, potem cię obudzę. 
Miała zatroskaną minę. Powinna martwić się o Gwen, o siebie, o dziecko... A ona myśli o mnie... Mój brat chyba jednak ma dobry gust.
- Nie dam rady zasnąć.
- Spróbuj... 
- Cały czas wyobrażam sobie, co ten sukinsyn może jej robić...
- Wiem, ja też... Jak na razie jedynym plusem jest to, że Gwen jest nieśmiertelna...
- Są rzeczy gorsze od śmierci. - zacisnęła usta i odwróciła wzrok. - Boże, Leslie, tak strasznie się o nią boję... - i wszystko trafił szlag - załamałem się. 
Leslie pokręciła głową, hamując łzy i objęła mnie. No i załamaliśmy się razem.

***
Gwendolyn
Pod prysznicem wypłakałam swoje i wyszłam z kabiny pół godziny później z nowym nastawieniem. Zrobię wszystko, żeby pozbyć się tego faceta. Żeby się to udało, będę musiała grać na jego warunkach - a przynajmniej tak mu się ma wydawać. Ostatnio podziałało, może teraz też się uda. Przede wszystkim muszę dowiedzieć się gdzie jestem, a potem znaleźć sposób, żeby powiadomić o tym Lożę. Jednak najpierw muszę rozwiązać problem kamer. Byłam przekonana, że tu są, odkąd olśniło mnie, że przecież strażnik jakoś musiał się dowiedzieć, że już się obudziłam. Nie myliłam się. Pierwsza, którą udało mi się zlokalizować, znajdowała się w  rogu szafki z ręcznikami. Na pierwszy rzut oka można jej było nie zauważyć, prawie nie wyróżniała się na tle ciemnego drewna. Wytarłam włosy i ręcznik rzuciłam na tę szafkę, tak, żeby idealnie przysłonił róg z kamerą. Z drugim ręcznikiem owiniętym wokół ciała, ruszyłam do sypialni i usiadłam przy toaletce. Uznałam to za oczywiste miejsce dla kamery i znowu miałam rację. Ukryli ją u dołu ramy lustra, gdzie zginęła między rzeźbionymi zdobieniami. Z początku ignorowałam ją, malując się, czesząc i susząc włosy, a potem otworzyłam szkatułkę z biżuterią i wybrawszy parę niewielkich srebrnych kolczyków oraz naszyjnik, zamknęłam ją i odsunęłam pod lustro, doskonale zasłaniając kamerę. Przeniosłam się do garderoby, gdzie spędziłam prawie godzinę. Nie dość, że szukałam tego ustrojstwa, to jeszcze musiałam wybrać ubrania. A było z czego wybierać... Było tu więcej strojów niż w garderobie madame Rossini! Ostatecznie zdecydowałam się na czarną sukienkę z rozkloszowanym dołem.

Od razu przyszło mi do głowy, że Gideonowi na pewno by się podobała. I pewnie zabijałby spojrzeniem każdego innego faceta, który by na mnie popatrzył. Uśmiechnęłam się lekko do siebie, ale zaraz znowu spoważniałam. Nie mogę teraz o nim myśleć, muszę się skupić na działaniu. z jednej strony podpięłam włosy wsuwką, założyłam, wybraną wcześniej, biżuterię i czarne szpilki i byłam gotowa. Podeszłam do drzwi, przez które wcześniej wszedł strażnik, wzięłam głęboki oddech i zapukałam. Zaraz otworzył mi strażnik. Bez słowa skinął mi głową i wyjął z kieszeni czarną chustkę. Przewróciłam oczami, ale nic nie powiedziałam i pozwoliłam mu ją zawiązać. Poczułam, jak chwyta mnie za ramię i gdzieś prowadzi. W pewnym momencie potknęłam się o schodek, o którym oczywiście nikt mnie nie poinformował i mężczyzna złapał mnie w talii, żebym nie upadła. Zalała mnie fala wspomnień z moich początków w Loży. Taka sama sytuacja miała miejsce, kiedy szliśmy raz do podziemi na elapsję. Z tą różnicą, że przy dotyku Gideona przeszedł mnie przyjemny dreszcz, a teraz tylko i wyłącznie obrzydzenia. Mieliśmy dzisiaj pomagać Leslie się pakować. Pewnie więcej byłoby z tego śmiechu niż pakowania i zajęłoby nam to pół dnia, chociaż rzeczy było niewiele. Te myśli z jednej strony mnie dobijały, ale z drugiej dawały mi jakąś siłę. Gdyby nie oni wszyscy, pewnie obrałabym zupełnie inny plan działania. A właściwie to pewnie nie miałabym żadnego planu i po prostu rzuciłabym się na tego idiotę zaraz po tym, jak powiedziałabym mu, co o nim myślę, a to nie skończyłoby się dobrze. Przypomniałam sobie ostatnią elapsję z Gideonem.

Oczywiście szybko wylądowaliśmy na naszej cudownej zielonej kuzynce sofie. Po chwili, która mogła być zarówno pięcioma minutami, jak i godziną, Gideon odsunął się ode mnie.
- Jeśli teraz się nie zatrzymamy, to nie ręczę za siebie. - powiedział, oddychając ciężko.
- Wiesz, że zawsze to powtarzasz? - zapytałam w odpowiedzi, wciąż mając problemy ze złapaniem tchu.
- Wiem, ale gdyby coś poszło nie tak, to po pierwsze: Paul by mnie zabił, a po drugie: wątpię, żeby twoja mama zniosła trzecią ciężarną w domu. 
- Idiota. - mruknęłam, na co on parsknął śmiechem i podniósł się ze mnie, żeby zaraz położyć się obok. 
Ułożyłam głowę na ramieniu, którym mnie objął i przerzuciłam nogę przez jego biodro. On złapał mnie za rękę i położył ją na swojej piersi, a potem pocałował mnie w czoło. 
- Ostatnio spędzamy mniej czasu razem... - westchnęłam. 
- Masz na myśli "sami"...? - pokiwałam głową.
- Kiedyś mieliśmy przynajmniej te kilka godzin podczas elapsji,a teraz nawet to nie jest pewne...
- Wiem... U ciebie jest Leslie, u mnie mój brat, a do tego jeszcze zawsze Paul pojawia się w nieodpowiednim momencie... Na przykład ostatnio, jak byliśmy u ciebie...
Parsknęłam śmiechem na wspomnienie tej sytuacji. Zaczęło się od oglądania filmu, a skończyło na... Cóż, wyglądało to mało ciekawie, kiedy Paul wszedł do pokoju, zaraz po tym jak (podobno) zapukał. Jedynym plusem tej sytuacji było to, że byliśmy ubrani... No, w miarę ubrani. Koszula Gideona była do połowy rozpięta, a moja bluzka, w tamtym momencie, odsłaniała więcej niż zasłaniała, ale liczyło się to, że teoretycznie wciąż tam była. Mina Paula była bezcenna. Stał z szeroko otwartymi ustami, a brwi miał tak zmarszczone, że wyglądały, jakby już na zawsze miały zostać jedną kreską, ciągnącą się przez czoło. Szybko doprowadziliśmy się do porządku, a mój biologiczny ojciec w tym czasie zdążył otrząsnąć się z szoku.
- Gwendolyn...
- Paul...
- Co tu się dzieje?!
- Nic, co powinno cię interesować.
- Gwen...
- A poza tym - puka się przed wejściem.
- Pukałem.
- I czeka się na odpowiedź. 
- Posłuchaj mnie...
- Paul! Co ty znowu robisz? - usłyszałam krzyk wchodzącej po schodach Lucy. 
- Chciałem zapytać o coś Gwen i jak wszedłem to oni...
- Nie interesuje mnie, co robili...
- Lucy, oni byli sami w jej pokoju...
- Ani gdzie... I ciebie też nie powinno.
- Właśnie to mu powiedziałam. - oznajmiłam triumfalnie. 
- Jeśli nie zostawisz ich w spokoju, przysięgam, przywiążę cię do kaloryfera... 
- Ale... Oni...
- Na miłość boską, Paul! Wszyscy normalni ludzie w ich wieku tak się zachowują! Wcale nie jesteś dużo starszy, pamiętasz? 
Wymamrotał coś pod nosem.
- Mówiłeś coś jeszcze?
- Nie, nic. - zaprzeczył i szybko ruszył po schodach na dół. 
- Następnym razem zamykajcie drzwi na klucz. - dodała jeszcze Lucy, uśmiechając się do nas i wyszła.
- To zdecydowanie była jedna z najdziwniejszych sytuacji w moim życiu... - stwierdził Gideon.
- No wiesz... Dla mnie dziwniejsze było to, jak niekontrolowanie przeniosłam się w czasie i widziałam samą siebie, całującą się z tobą... Chociaż właściwie cię nie znałam.
- No dobra, to rzeczywiście było dziwniejsze. - powiedział z uśmiechem, a ja ziewnęłam przeciągle w odpowiedzi. - Niewyspana?
- Nie bardzo.
- Co znowu robiłyście?
- Oglądałyśmy ubranka i mebelki dla dzieci w internecie. Wiesz jakie są urocze? - roześmiał się i pokręcił głową z niedowierzaniem. - No co? Trzeba się przygotować.
- Mam nadzieję, że wszystko już omówiłyście w nocy i teraz możesz w spokoju odespać.
- Taaaak. - odparłam, znowu ziewając.
- Podasz koc z podłogi? Musieliśmy go wcześniej zrzucić.
Sięgnęłam na oślep ręką i w końcu go znalazłam. Gideon przykrył nas, a ja mocniej się w niego wtuliłam.

Spaliśmy dopóki nie zadzwonił budzik na pięć minut przed końcem elapsji. Potem Gideon obiecał, że cały weekend spędzimy razem, że odstawi mnie do domu tylko na noc, bo wolał jeszcze nie narażać się Paulowi zabieraniem mnie do siebie. Wychodzi na to, że z naszych planów nic nie będzie. Chyba powiem temu dupkowi, że tym porwaniem zrujnował mi idealny weekend.
Po kilku kolejnych minutach dotarliśmy do jakiegoś miejsca i strażnik zdjął mi chustkę z oczu. Przede mną znajdowały się wielkie zdobione drzwi, które zaraz zostały otworzone. Weszłam do środka i ujrzałam olbrzymią jadalnię ze stołem, ciągnącym się przez niemal całe pomieszczenie. Zawsze w filmach wydawało mi się to idiotyczne - w normalnych okolicznościach, bez mikrofonów i tych wszystkich innych rzeczy, ludzie musieliby do siebie krzyczeć, żeby się wzajemnie usłyszeć. Przez drzwi po drugiej stronie sali wszedł hrabia, czy też Bertram, jak zwał tak zwał. Był ubrany w elegancki czarny garnitur, a okulary przeciwsłoneczne na jego włosach wyglądały przy tym wręcz idiotycznie.
- Gwendolyn! Jak miło, że przyjęłaś moje zaproszenie. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że tak szybko nawiążemy nić porozumienia.
- Uznałam, że zachowując się jak dziecko nic tu nie zmienię. - odpowiedziałam głosem zimnym jak lód. Na początku sama nie mogłam uwierzyć, że wydobywa się z moich ust.
- Bardzo rozsądnie. Usiądź, proszę.
Strażnik odsunął mi krzesło na jednym końcu stołu i zaraz wyszedł, a hrabia usiadł na drugim.
- Mówiłem ci już, że wyglądasz zniewalająco w tej sukience?
- Nie.
- W takim razie mam nadzieję, że jesteś tego całkowicie świadoma.
- Wolałabym być świadoma tego, gdzie jestem i dlaczego mnie porwałeś.
- Do tego przejdziemy po deserze, moja droga. Na razie możesz zadać mi inne pytania.
- Najpierw chcę usłyszeć odpowiedzi na tamte. - byłam nieugięta. Szczerze mówiąc, podobała mi się taka wersja mnie. Chociaż jedyne określenie, które przychodziło mi teraz do głowy to było "zimna suka".
Hrabia westchnął.
- No dobrze, w takim razie ja zacznę. Możesz nazywać mnie Bertramem, chociaż nie przeszkadzałoby mi, gdybyś używała tytułu hrabiego.
A mogę się do ciebie zwracać per Dupku? Łajdaku? Sukin...
- Gwendolyn, skarbie, przypominam, że wciąż jestem w stanie słyszeć twoje myśli...
No dobra - panie Dupku.
- Naprawdę doceniam twoje poczucie humoru, nawet w tak niezręcznej sytuacji. To musi być okropne z twojego punktu widzenia...
- W takim razie, po co to zrobiłeś?
- Wszystko w swoim czasie, Gwendolyn. Teraz zjemy kolację.
Kilku mężczyzn weszło do jadalni, niosąc olbrzymie srebrne tace i półmiski z jedzeniem. Nałożyli nam na talerze mnóstwo różnych rzeczy, a potem wyszli.
- Smacznego. - powiedział hrabia, ale zignorowałam to i nadal siedziałam tylko, patrząc na niego podejrzliwie. - Możesz zacząć jeść, Gwendolyn.
- Naprawdę uważasz, że zjem cokolwiek, co mi dasz? 
- Uwierz mi, nie ciągnąłbym cię przez pół świata tylko po to, żeby cię otruć. Jeśli bardzo chcesz to mogę nawet zamienić się z tobą talerzem.
Prychnęłam z pogardą, ale zaczęłam jeść. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo jestem głodna. Milczeliśmy przez cały posiłek. Nie podnosiłam głowy znad talerza, chociaż czułam na sobie jego wzrok. Odniosłam dziwne wrażenie, że znowu usiłuje czytać mi w myślach. Żeby zrobić mu na złość, powtarzałam sobie w głowie teksty wszystkich najbardziej irytujących i wpadających w ucho piosenek. Kiedy po chwili usłyszałam, jak wzdycha, uśmiechnęłam się pod nosem. Jeden zero dla mnie.
Jakiś czas później ci sami mężczyźni, którzy wcześniej podali nam posiłek, zebrali talerze i przynieśli deser. Kiedy już zjedliśmy, hrabia wstał i podszedł do mnie, a potem odsunął mi krzesło. Wstałam sama, ignorując jego wyciągniętą rękę.
- Pójdziemy teraz do salonu, tam odpowiem ci na wszystkie pytania.
Skinęłam niechętnie głową i ruszyłam za nim. Salon okazał się być jeszcze większy niż jadalnia i robił równie duże wrażenie.
- Proszę. - powiedział, podając mi kieliszek czerwonego wina. Przyjęłam go, choć dobrze wiedziałam, że nie wypiję ani kropli. Po pierwsze chciałam zachować pełną świadomość, a po drugie: cholera wie, co on tam dodał. - Usiądźmy.
Przycupnęłam na brzegu kanapy, a on rozsiadł się w fotelu ze szklanką whiskey w dłoni.
- Powiesz mi w końcu, dlaczego mnie porwałeś?
- Nie nazywajmy tego porwaniem, Gwendolyn. To brzmi tak... Dramatycznie.
- A jakie to niby jest, jeśli nie dramatyczne? Jak mam to nazywać? Wakacje?
- O. Bardzo dobrze. Zabrałem cię na niespodziewane, zasłużone wakacje.
Możesz sobie wsadzić te wakacje...
- Gwendolyn, proszę, nie chcę żebyś była do mnie tak wrogo nastawiona...
- Próbowałeś mnie zabić! W dodatku nie raz.
- Wiem, że mieliśmy ciężkie początki, ale chciałbym, żebyśmy zaczęli od nowa. Szczególnie biorąc pod uwagę cel twojego... Pobytu.
- Więc jaki on jest?
- Widzisz, Gwendolyn... Miałem bardzo dużo czasu na myślenie, kiedy byłem zamknięty w lochach pod Temple. Uznałem, że głupotą z mojej strony były te wszystkie próby zabicia cię...
Oh, doprawdy?
- To byłoby zwykłe marnowanie takiego potencjału. Spójrz, twoi biologiczni rodzice oboje posiadali gen i z tego połączenia wyszłaś ty. Nieśmiertelna, piękna podróżniczka. Przez wiele lat byłem pewny, że na tym przepowiednie się kończą, krąg jest pełny, ale teraz... Otworzyły się przed nami nowe możliwości. Jeśli twój gen i nieśmiertelność połączyły się z innym genem, to dziecko byłoby niesamowite... - westchnął z rozmarzeniem. - Wyobraź sobie, jakie ono by było, gdybyśmy  połączyli nasze geny. Mój umysł, twoja uroda i nieśmiertelność i w dodatku jeszcze gen podróży...
- Stop. - przerwałam mu gwałtownie. - Co ty właśnie powiedziałeś...?
- Tylko pomyśl, Gwendolyn, byłoby cudowne...
- Czy ty porwałeś mnie i przywiozłeś tutaj po to, żeby mieć ze mną dziecko?! - straciłam panowanie nad sobą. Zerwałam się z kanapy, upuszczając przy tym kieliszek z winem, które rozlało się na wykładzinę.
- Uspokój się, Gwendolyn, to wcale nie jest takie straszne, mogłem chcieć gorszych rzeczy.
- Czy ty sobie w ogóle zdajesz sprawę z tego, co mówisz?! Chcesz mnie zmusić do tego, żebym urodziła ci dziecko?!
- Jeśli będziesz współpracować, to nie będę musiał do niczego cię zmuszać.
- Nie wierzę! Ty popierdolony...
- Panuj nad słowami, Gwendolyn. Rozumiem, że to dla ciebie szok, ale...
- Gówno rozumiesz! Gdybyś rozumiał, ba, gdybyś miał w sobie choć trochę człowieczeństwa, to w życiu byś tego nie zrobił!
- Uspokój się...
- Mam szesnaście lat, popaprańcu! Każesz mi się uspokoić, kiedy mówisz mi, że masz zamiar mnie zgwałcić!
- Myślę, że na dzisiaj wystarczy. - powiedział twardo i zawołał coś w obcym języku.
Zaraz pojawiło się dwóch strażników, którzy zawiązali mi oczy i zaprowadzili do pokoju. Po drodze nadal wyrywałam im się i głośno przeklinałam, ale kiedy drzwi się za mną zamknęły, osunęłam się bezsilnie na podłogę i zaczęłam płakać. Nie mogłam w to uwierzyć. Nie mogłam i nie chciałam.

***
 Gideon
 Leslie w końcu udało się namówić mnie, żebym pojechał do domu się przespać. Skończyło się na tym, że obudziłem się dopiero o piątej rano następnego dnia. Wziąłem prysznic i biorąc kawę na drogę, pojechałem do Loży. Niestety nic się nie zmieniło, nadal nikt nie wiedział, gdzie jest Gwen. Ostatnie półtorej godziny spędziliśmy na próbach rozpracowania, jak i dokąd mógł ją zabrać. Musiałem się przewietrzyć, więc wyszedłem na balkon. Wyjąłem z kieszeni kurtki paczkę papierosów i zapalniczkę, które kupiłem po drodze. Zapaliłem jednego i zaciągnąłem się. 
- Nie wiedziałam, że palisz. - usłyszałem za sobą głos mamy Gwen.
- Nie robiłem tego od dawna. - powiedziałem zgodnie z prawdą, odwracając się do niej.
Szczerze mówiąc, nie wiem które z nas wyglądało gorzej. 
- Mogę? - zapytała, a ja podałem jej paczkę i zapalniczkę. Po chwili oddała mi je i zapaliła. - Boże, nie miałam papierosa w ustach, odkąd urodziły się dzieci... 
Westchnęliśmy równocześnie, opierając się o barierkę. 
- Zabiję go, kiedy ją znajdziemy. - stwierdziłem, wydmuchując dym.
- Obawiam się, że cię uprzedzę. - uśmiechnęła się do mnie smutno.
- Pani Sheperd... - zacząłem, ale mi przerwała.
- Grace. - spojrzałem na nią zdziwiony. - W takich okolicznościach nie będziemy się bawić w dobre wychowanie. Mów mi po imieniu.
- Dobrze... Grace... Ja nie żartuję.

8 komentarzy:

  1. Potrzebuję kolejnego rozdziału i to natychmiast! Twoje opowiadanie jest dla mnie jak tlen, niezbędne do życia! A wracając do rozdziału, biedna Gwen... Czekam na nexta!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tak Ci się podoba, ale wolałabym nie mieć Cię na sumieniu, jeśli kiedyś dłużej zeszłoby mi z rozdziałem, więc korzystaj też z innych niezbędnych do życia rzeczy ;)
      Mam nadzieję, że się ucieszysz, bo kolejny rozdział właśnie piszę, może uda mi się go szybko skończyć ;)
      Pozdrawiam,
      Cassandra

      Usuń
  2. RoztrzepanaJakNikt3 sierpnia 2015 20:41

    Świetny rozdzial!
    Kiedy next?
    Duzo weny
    RoztrzepanaJakNikt

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. Wstawiaj szybko next.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest niesamowity! Pochłonęłam go jednym tchem.
    A ta propozycja hrabiego! SZOK!!!
    Kiedy to czytałam akurat piłam i się zachłysnęłam.
    Jednym słowem GENIALNE!

    ♥♥♥

    Pozdrawiam i lecę nadrabiać dalej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Super ❤ bardzo przyjemnie się czyta :)
    Jak czytałam ten rozdział to przypomniała mi się taka jedna świetna książka, ciekawa jestem jak ty rozwiążesz tą sytuację :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę sie, ze Ci sie podobało :)
      A jaka to książka? :D

      Usuń
  6. Jestem pod wrażeniem całej fabuły i nagłego zwrotu akcji. Świetnie piszesz!

    OdpowiedzUsuń