Kochani,
w ramach "pokuty" za tak długą przerwę między ostatnimi rozdziałami, ten wrzucam już teraz :)
Bardzo szybko i lekko mi się go pisało, mam nadzieję, że Wam też się spodoba :)
Już jutro biorę się za pisanie kolejnego - trzeba korzystać, póki jest wena.
Cassandra
Gwendolyn
Odkąd dowiedziałam się, dlaczego hrabia mnie porwał minęły trzy tygodnie. Odkąd zaczęłam z nim współpracować - dwa. Przez pierwsze dni w ogóle nie wychodziłam z pokoju. Trzy razy dziennie strażnik przynosił mi jedzenie, ale i tak niewiele z tego jadłam. Zastanawiałam się jakie mam szanse na wybrnięcie z tej sytuacji. Biorąc pod uwagę, że nie wiem nawet w jakiej części świata jestem, zamknęli mnie w pokoju bez okien, za drzwiami czeka na mnie strażnik, a w tym samym budynku znajduje się kilkusetletni facet, który za wszelką cenę chce, żebym urodziła mu dziecko, jedynym co mogłam zrobić było zyskanie trochę czasu. Pozostawało mi tylko liczyć na to, że Loża jakoś dowie się gdzie jestem i zdąży przybyć na czas... Bo co innego mogłam zrobić?
Każdego dnia po obiedzie do mojego pokoju przychodził strażnik z chronografem i poddawałam się elapsji. Kiedy tylko zobaczyłam w tym moją jedyną szansę na ucieczkę, okazało się, że nawet kilkadziesiąt lat temu ten pokój był bardzo dobrze strzeżony.
W końcu podjęłam decyzję - muszę grać na czas. Ponownie elegancko się ubrałam i zapukałam w drzwi. Zaraz otworzył mi strażnik i powtórzyła się sytuacja sprzed tygodnia. Hrabia już czekał w jadalni, kiedy weszłam.
- Gwendolyn - powiedział zaskoczony i wstał od stołu. - Nie spodziewałem się ciebie tutaj.
Wzięłam głęboki oddech.
- Przemyślałam to wszystko i... Masz rację, zareagowałam zbyt gwałtownie. To był dla mnie szok, tak dużo się wydarzyło w ciągu ostatnich dni...
- To było całkiem naturalne, moja droga.
- Może rzeczywiście powinniśmy zacząć od początku. - powiedziałam pewnym głosem i musiałam panować nad myślami, żeby nie zboczyły z tematu.
Miał bardzo zdziwioną minę, brwi wysoko uniesione, oczy szeroko otwarte, ale po chwili się do mnie uśmiechnął.
- Cieszę się, że tak myślisz. Usiądź, proszę. Zaraz będzie kolacja. - zrobiłam to i on też wrócił na swoje miejsce.
- Jest jednak kilka rzeczy, które chciałabym ustalić.
- Zajmiemy się tym po deserze. - skinęłam głową na znak zgody i weszli mężczyźni z tacami.
Kiedy zjedliśmy, przeszliśmy do salonu, tak jak ostatnio, i hrabia stanął przy barku.
- Pozwól, że tym razem naleję ci białego wina - plama sprzed tygodnia jeszcze nie zeszła.
- Przykro mi. - powiedziałam, choć w myślach uśmiechałam się złośliwie. Zaraz jednak się opanowałam - przecież może bez problemu je odczytać.
- Więc, co chciałaś omówić, Gwendolyn? - zapytał, kiedy już zasiadł w fotelu ze szklanką whiskey.
Wzięłam głęboki oddech.
Wzięłam głęboki oddech.
- Masz całkowitą rację. Z tym dzieckiem. To mogłoby być coś cudownego. - patrzyłam, jak uśmiech na jego twarzy powiększa się wraz z penetrowaniem mojej głowy w poszukiwaniu śladów kłamstwa - nic tam nie znalazł, dobrze się pilnowałam. - Jednak mam kilka warunków. - uniósł brwi w oczekiwaniu. - Chciałabym, żeby to dziecko było... Poczęte w sposób naturalny i zgodny ze starymi obyczajami. Od kilku lat już o tym myślałam i zawsze chciałam zachować czystość do ślubu...
- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś... Dziewicą? - zapytał naprawdę zaskoczony.
- To aż takie dziwne? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, trochę zbita z tropu.
- Nie, to bardzo dobrze, ale... Po prostu byłem przekonany, że ten chłopak...
- Nie. - ucięłam szybko, zanim zdążył zgłębić temat Gideona. Nie mogłam teraz o nim myśleć. - I nie chciałabym też, żeby ślub był ot tak. Chcę cię najpierw poznać, dowiedzieć się czegoś o tobie, jesteś taki tajemniczy... Musisz dać mi szansę oswoić się z tą nową sytuacją, otoczeniem... Sam doskonale wiesz, jak to działa... - przesunęłam się na kanapie bliżej jego fotela. - Powiedziałeś kiedyś, że doskonale wiesz, jak rozkochać w sobie kobietę... Jeśli ci się uda, bez żadnych przeszkód zostanę twoją żoną i urodzę ci dziecko, ale... Chcę, żeby to wszystko było z miłości, a nie przymusu.
Wciągnął gwałtownie powietrze i powiedział:
- Cóż, Gwendolyn... Nie spodziewałem się takich... Warunków. Muszę przyznać ci rację, o wiele łatwiej byłoby, gdybyśmy żyli w zgodzie... A co z Gideonem?
Ledwo się powstrzymałam przed powiedzenie, że jakoś mało go obchodził, kiedy mnie porywał...
- Przemyślałam to... Ostatnie miesiące były dość... Nudne. Ten związek jest tylko wygodny. Na samym początku była adrenalina, jedna akcja za drugą, tu pogoń, ucieczka, walka na szpady, a teraz... Naszą jedyną rozrywką jest oglądanie filmów i czytanie książek. Nie mamy zbyt wielu wspólnych tematów do rozmowy, to się robi męczące, nudne. A ty... Tyle widziałeś, przeżyłeś, słyszałeś... Razem z tobą otwiera się tyle nowych możliwości, to naprawdę niesamowite. Chciałabym wiedzieć wszystko to, co ty... Moje życie nareszcie stałoby się ciekawe...
- Tak myślałem, że ten chłopak na ciebie nie zasługuje...
- Jesteś znacznie lepszą opcją... Taki doświadczony... Dorosły... Męski... Przy tobie Gideon to zwykły dzieciak.
- Z pewnością masz rację. - powiedział z uśmiechem. - Zgadzam się na twoje warunki.
- Cieszę się, ale... Właściwie jest jeszcze coś...
- Tak?
- Chciałabym móc swobodnie poruszać się po budynku. Te straże przed drzwiami są trochę irytujące, szczególnie, że nie rozumieją, co do nich mówię.
- Na razie, niestety, nie mogę się na to zgodzić. Musisz zdobyć moje zaufanie, Gwendolyn. Obiecuję ci, jednak, że osobiście cię jutro oprowadzę i zawsze będziesz mogła poprosić strażników, żeby cię gdzieś zaprowadzili. Od jutra postawię tam takich, którzy znają angielski.
- Dziękuję. - odparłam, choć nie byłam szczególnie zadowolona. Liczyłam, że uda mi się jakoś stąd jednak wydostać. - Chciałabym też, żebyś przestał penetrować moją głowę. Nie lubię tego uczucia, szumi, jak po zbyt dużej ilości alkoholu i uważam, że to lekkie nadużycie. Jak mamy budować wzajemne zaufanie, jeśli naruszasz moją prywatność i próbujesz czytać mi w myślach?
Westchnął ciężko.
- Masz rację, Gwendolyn, to niezbyt przyjemne. Postaram się tego nie robić, dobrze?
Skinęłam głową.
- Czy mogłabym wrócić już do siebie? Jestem trochę zmęczona.
- Oczywiście, odprowadzę cię.
Kiedy dotarliśmy już pod drzwi mojego pokoju (tym razem nie miałam opaski na oczach) ucałował moją dłoń i powiedział:
- Jeszcze ci nie powiedziałem, że wyglądasz naprawdę zjawiskowo.
- Dziękuję. - odparłam z lekkim uśmiechem, chociaż w środku skręcało mnie z obrzydzenia.
- Widzimy się jutro o dziewiątej na śniadaniu, a potem cię oprowadzę i spędzimy dzień razem - w końcu musimy się poznać, nieprawdaż?
- Dobranoc.
- Dobranoc, Gwendolyn.
Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi, a strażnik zaraz je zaryglował. Usiadłam na skraju łóżka i westchnęłam ciężko.
- Bóg mnie pokarze za te wszystkie kłamstwa...
Wzdrygnęłam się na wspomnienie tamtego wieczoru.
- Wszystko w porządku, skarbie? - zapytał, patrząc na mnie z troską (nie sądziłam, że to możliwe, a jednak...).
- Tak, oczywiście. - uśmiechnęłam się do niego. - Po prostu się zamyśliłam, co mówiłeś?
- Że po lewej mamy staw z liliami, który tak ci się podobał.
- Och, rzeczywiście.
W ciągu ostatnich dwóch tygodni dużo mi o sobie opowiadał, miał naprawdę ciekawe życie, no ale czego się spodziewać po ponad trzystu latach. W gruncie rzeczy nawet polubiłam jego towarzystwo... Od razu zganiłam się za tę myśl. Chyba zaczyna się u mnie syndrom sztokholmski... Oczywiście zdaję sobie sprawę kim on jest i czego ode mnie chce, ale mogło być gorzej. Mimo wszystko zawsze wyczekuję momentu, kiedy już odprowadzi mnie do pokoju i zostanę sama. Za każdym razem, kiedy już nie daję rady z tym wszystkim zamykam się pod prysznicem i odkręcam wodę. Wtedy nie słychać mnie ani nie widać i mogę w spokoju płakać. I myśleć o Gideonie. Boże, naprawdę nie chciałabym przeżywać tego, co on. Ja przynajmniej wiem gdzie jest i że nic mu nie grozi, a on? Nie wie nic i nic nie może zrobić. Chyba że Loży udało się jakoś rozpracować Bertrama.
- Co chwilę mi dzisiaj odpływasz, moja droga. Coś cię dręczy?
- Nie, tylko... Zastanawiam się, co dzisiaj założyć. Mówiłeś, że to będzie specjalny wieczór. - wybrnęłam szybko, posyłając mu uśmiech.
- O to się nie martw, kochana. W pokoju już czeka na ciebie sukienka, którą sam wybrałem. Będziesz w wyglądała cudownie i doskonale nada się do tańca.
- Będziemy dziś tańczyć? - zaciekawiłam się.
- Zobaczymy, czy Loża chociaż tym umie się zająć. - zaśmiałam się lekko, bo dobrze wiedziałam, że tego oczekuje. Uwielbiał ich krytykować, szczególnie po tym, jak zamknęli go w lochach.
- O której się dziś spotkamy?
- O dziewiętnastej. Przed kolacją potańczymy, a potem zjemy. Specjalnie kazałem przygotować salę balową, pamiętam jak ci się podobała.
- Dziękuję. Skoro mam być gotowa na dziewiętnastą, to lepiej jeśli zacznę już teraz, mógłbyś mnie zaprowadzić do pokoju?
- Oczywiście, Gwendolyn.
Zawsze używał mojego pełnego imienia. Nigdy go nie skracał i bardzo dobrze. Za to denerwowały mnie te wszystkie "skarby", "moje drogie" i inne "kochania".
Rzeczywiście na moim łóżku już czekał pokrowiec z sukienką w środku, ale stwierdziłam, że najpierw wezmę prysznic.
Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi, a strażnik zaraz je zaryglował. Usiadłam na skraju łóżka i westchnęłam ciężko.
- Bóg mnie pokarze za te wszystkie kłamstwa...
Wzdrygnęłam się na wspomnienie tamtego wieczoru.
- Wszystko w porządku, skarbie? - zapytał, patrząc na mnie z troską (nie sądziłam, że to możliwe, a jednak...).
- Tak, oczywiście. - uśmiechnęłam się do niego. - Po prostu się zamyśliłam, co mówiłeś?
- Że po lewej mamy staw z liliami, który tak ci się podobał.
- Och, rzeczywiście.
W ciągu ostatnich dwóch tygodni dużo mi o sobie opowiadał, miał naprawdę ciekawe życie, no ale czego się spodziewać po ponad trzystu latach. W gruncie rzeczy nawet polubiłam jego towarzystwo... Od razu zganiłam się za tę myśl. Chyba zaczyna się u mnie syndrom sztokholmski... Oczywiście zdaję sobie sprawę kim on jest i czego ode mnie chce, ale mogło być gorzej. Mimo wszystko zawsze wyczekuję momentu, kiedy już odprowadzi mnie do pokoju i zostanę sama. Za każdym razem, kiedy już nie daję rady z tym wszystkim zamykam się pod prysznicem i odkręcam wodę. Wtedy nie słychać mnie ani nie widać i mogę w spokoju płakać. I myśleć o Gideonie. Boże, naprawdę nie chciałabym przeżywać tego, co on. Ja przynajmniej wiem gdzie jest i że nic mu nie grozi, a on? Nie wie nic i nic nie może zrobić. Chyba że Loży udało się jakoś rozpracować Bertrama.
- Co chwilę mi dzisiaj odpływasz, moja droga. Coś cię dręczy?
- Nie, tylko... Zastanawiam się, co dzisiaj założyć. Mówiłeś, że to będzie specjalny wieczór. - wybrnęłam szybko, posyłając mu uśmiech.
- O to się nie martw, kochana. W pokoju już czeka na ciebie sukienka, którą sam wybrałem. Będziesz w wyglądała cudownie i doskonale nada się do tańca.
- Będziemy dziś tańczyć? - zaciekawiłam się.
- Zobaczymy, czy Loża chociaż tym umie się zająć. - zaśmiałam się lekko, bo dobrze wiedziałam, że tego oczekuje. Uwielbiał ich krytykować, szczególnie po tym, jak zamknęli go w lochach.
- O której się dziś spotkamy?
- O dziewiętnastej. Przed kolacją potańczymy, a potem zjemy. Specjalnie kazałem przygotować salę balową, pamiętam jak ci się podobała.
- Dziękuję. Skoro mam być gotowa na dziewiętnastą, to lepiej jeśli zacznę już teraz, mógłbyś mnie zaprowadzić do pokoju?
- Oczywiście, Gwendolyn.
Zawsze używał mojego pełnego imienia. Nigdy go nie skracał i bardzo dobrze. Za to denerwowały mnie te wszystkie "skarby", "moje drogie" i inne "kochania".
Rzeczywiście na moim łóżku już czekał pokrowiec z sukienką w środku, ale stwierdziłam, że najpierw wezmę prysznic.
***
Gideon
Minęły trzy tygodnie, a my nadal nie mieliśmy żadnego tropu. Właściwie w domu tylko spałem, resztę czasu spędzałem w Loży. Tylko jednego dnia nie przyjechałem. Dostałem strasznej gorączki i Raphael razem z Leslie zagrozili mi przywiązaniem do łóżka, jeśli będę chciał gdziekolwiek wyjść.
Obudził mnie jakiś hałas z kuchni. Leżałem na kanapie w salonie, musiałem zasnąć, bo za oknem już się ściemniało. Wstałem i od razu zakręciło mi się w głowie, ale zignorowałem to i poszedłem do kuchni.
- Przepraszam za ten hałas, nie chciałam cię obudzić. - powiedziała, kiedy mnie zobaczyła.
- Co ty tu robisz, Charlotto? - zapytałem, marszcząc brwi.
- Usłyszałam, że jesteś chory i pomyślałam, że ci coś ugotuję, żebyś się nie męczył.
- Naprawdę, nie musisz.
- Ale chcę.
- Ale ja nie chcę, żebyś tu była.
Podeszła do mnie i położyła mi dłoń na czole.
- Bredzisz przez temperaturę, Gideonie. Idź się lepiej połóż, a ja przygotuję ci kompres i kolację.
- Charlotto, chcę, żebyś wyszła.
- Daj mi zrobić coś miłego. Wiem, jak ci teraz ciężko, chcę ci pomóc.
Westchnąłem ciężko i wróciłem do salonu na kanapę. Jakiś czas później obudziłem się i zobaczyłem nad sobą twarz Charlotty.
- Ciii... - powiedziała, kładąc mi zimny ręcznik na czole. - Śpij dalej. - zdjęła koc, którym się przykryłem.
- Co ty robisz? - zapytałem, wciąż nie do końca przytomny.
- Na pewno jest ci gorąco, śpij, nic się nie martw... - zaczęła podwijać moją koszulkę.
- Co ty wyprawiasz?! - teraz już całkiem rozbudzony poderwałem się do pozycji siedzącej i odepchnąłem jej ręce.
- Naprawdę mam to powiedzieć prosto z mostu? - nie czekała na odpowiedź. - Kocham cię, Gideonie. I wiem, że ty mnie też.
- Charlotto, o czym ty mówisz?!
- Wiem, że było nam ciężko, wszystko przez Gwendolyn, zawsze zabierała to, co było dla mnie najważniejsze, najpierw gen, potem ciebie... Nie mogę już tego dalej znosić, po prostu przyznaj się do wszystkiego i bądźmy wreszcie razem - powiedziawszy to, nachyliła się i pocałowała mnie.
- Co ty wyprawiasz?! - odepchnąłem ją.
- Och, dobrze wiem, że jej nie kochasz, Gideonie! Spójrz na mnie! Wymień choć jedną rzecz, w której ona jest ode mnie lepsza! - ujęła moją twarz w dłonie. - Daj już spokój. Pamiętasz jak było nam dobrze, zanim ona się pojawiła?
- Nigdy nic między nami nie było Charlotto!
- A co z tamtym pocałunkiem?
- To było prawie trzy lata temu, byłaś jedyną dziewczyną, z którą miałem bliższy kontakt, naprawdę dziwisz się, że to zrobiłem?!
- To uczucia cię do tego zmusiły! - krzyknęła z przekonaniem. - Gideonie, obiecuję ci - mówiąc to, usiadła okrakiem na moich kolanach. - że będę tylko twoja. Jestem gotowa całkiem ci się oddać, choćby w tej chwili! - w tym momencie zdjęła swoją bluzkę.
Zdezorientowany jej zachowaniem i gorączką dopiero po kilku sekundach zdałem sobie sprawę z tego, co tu się dzieje. Szybko zepchnąłem ją ze swoich kolan i wstałem.
Zdezorientowany jej zachowaniem i gorączką dopiero po kilku sekundach zdałem sobie sprawę z tego, co tu się dzieje. Szybko zepchnąłem ją ze swoich kolan i wstałem.
- Zabierz swoje rzeczy i wynoś się stąd. - powiedziałem takim tonem, że sam go początkowo nie rozpoznałem.
- Gideonie...
- Powiedziałem: wynoś się stąd. - podziałało. Łzy popłynęły jej po twarzy, ale zabrała swoją bluzkę i ruszyła w stronę drzwi. - Charlotto - odwróciła się na dźwięk swojego imienia. - nie odzywaj się do mnie więcej.
- Co ona ma, czego ja nie mam? - zapytała jeszcze cicho, patrząc na mnie żałośnie.
- Moje serce.
Od tamtego dnia jej nie widziałem i bardzo dobrze. Nie wiem, co ona sobie wyobrażała. Dojechałem do Temple i od razu ruszyłem do Smoczej Sali.
- Gideonie, świetnie, że już jesteś. - krzyknął Falk, kiedy wszedłem, chociaż był odwrócony plecami do drzwi.
- Coś wiadomo? - od razu się ożywiłem.
- Tak, chyba udało nam się coś znaleźć.
Po raz pierwszy od kilku tygodni szczerze się uśmiechnąłem.
- Co?
- Widzisz, Gideonie... - spojrzał na mnie i westchnął. - Po waszej wycieczce do Paryża stwierdziliśmy, że nie możemy więcej tak ryzykować. Podczas waszych wizyt kontrolnych doktor White wstrzyknął wam mikroskopijne czipy, urządzenia naprowadzające. - moja twarz tężała z każdym jego słowem i musiał to zauważyć. - Nie denerwuj się, wyszło nam to na dobre.
- Nie mieliście prawa tego robić bez naszej wiedzy! - krzyknąłem. - Gwen nie jest jeszcze nawet pełnoletnia, jak tylko Grace się o tym dowie...
- Proszę cię, Gideonie, uspokój się... Udało nam się ją namierzyć, czekamy na dokładniejsze sprecyzowanie danych i możemy ruszać.
Wziąłem głęboki oddech i obiecałem sobie, że jak już Gwen będzie bezpieczna to wrócę do tego.
- Gdzie ona jest? I dlaczego tak długo to zajęło, skoro ma nadajnik.
- Ktoś namieszał w naszych programach, usiłował je zepsuć, najprawdopodobniej to Marley. Naszym technikom udało się wszystko naprawić, ale zajęło im to kilka dni, a potem musieli powiększyć pole zasięgu, bo sama Europa nie wystarczyła...
- Dlaczego nikt nic mi o tym nie powiedział?
- Nie wiedzieliśmy czy się uda, nie chcieliśmy robić ci nadziei...
- Gdzie ją zabrał?
- Do Brazylii.
- Za ile ruszamy?
***
Gwendolyn
Gwendolyn
Po długim, ciepłym prysznicu wyszłam z łazienki owinięta białym ręcznikiem. Włosy upięłam klamrą na czubku głowy, żeby niczego nie zmoczyć i podeszłam do łóżka. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam pokrowiec. Moim oczom ukazała się piękna, delikatnie różowa suknia. Miała rozkloszowany dół z lekkiego materiału i nie miała ramiączek, trzymała się tylko na biuście.
Usiadłam przy toaletce i zaczęłam się malować. Na oczy nałożyłam tylko lekki cień i tusz to rzęs, za to usta podkreśliłam czerwoną szminką. Wysuszyłam i zakręciłam włosy, a potem upięłam je w luźnego, wysokiego koka, którego nauczyła mnie robić madame Rossini. Wybrałam komplet subtelnej srebrnej biżuterii i mogłam zakładać sukienkę. Nie musiałam się zastanawiać nad butami, bo o to hrabia też zadbał. Kiedy byłam już gotowa zostało mi jeszcze jakieś piętnaście minut do wyjścia. Przysiadłam na skraju łóżka, uważając, żeby nie pognieść sukienki i westchnęłam ciężko. Ostatnie tygodnie nie były aż takie złe, jak się spodziewałam. On zachowywał się, jakby całkiem uwierzył w to wszystko, co mu powiedziałam, o miłości, szacunku i rozkochaniu mnie w sobie... Nie żeby mu to wychodziło, ale musiałam udawać, że tak jest. I chyba nawet mi się udawało, nie widziałam u niego żadnych podejrzeń. W ciągu dnia chodziliśmy swobodnie ubrani, ze względu na ciepły klimat nosiłam lekkie sukienki albo spódnice i cienkie bluzki. Dużo czasu spędzaliśmy razem, przecież mieliśmy się poznać... Mimo całej nienawiści, którą do niego żywię, muszę przyznać, że jego wiedza jest imponująca, był nawet w stanie stworzyć nowy chronograf, żebym mogła poddawać się elapsji. Co prawda nie było tam kamienia filozoficznego, ale to i tak coś. Chyba jeszcze nigdy z kimś takim nie rozmawiałam... W sumie, nie ma co się dziwić, ten dupek żył ponad trzysta lat. Spojrzałam na zegar i doszłam do wniosku, że mogę już iść. Mam nadzieję, że taniec będzie jedynym "specjalnym" elementem tego wieczoru...
***
Gideon
- Falk, ty dupku! - usłyszeliśmy za sobą krzyk.
To Grace biegła do nas przez halę na lotnisku, wykrzykując inne, znacznie gorsze obelgi.
- Co ty sobie myślałeś?! - wydarła się, kiedy nas dogoniła. - Naprawdę sądziłeś, że nie polecę z wami?! Co ty sobie, kurwa, myślałeś?! - z każdym słowem ostatniego zdania, uderzała go pięściami w ramiona i klatkę piersiową.
- Grace, tam może być niebezpiecznie. - przytrzymał jej ręce. - Nie chciałem cię narażać.
- Nie obchodzi mnie, czy to bezpieczne czy nie!
- Ale mnie obchodzi!
- To moja córka! - nerwy całkiem jej puściły.
Falk westchnął i przyciągnął ją do siebie, a ona się rozpłakała.
- No już... - mówił cicho, głaszcząc ją po włosach. - Spokojnie, damy sobie z nim radę, już niedługo będzie z tobą.
Po chwili podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Nie zważając na tych wszystkich ludzi, stojących dookoła i gapiących się na nich, nachylili się do siebie i... Najzwyczajniej w świecie zaczęli się całować.
- Nareszcie. - powiedział doktor White. - Już nie mogłem wytrzymać tego seksualnego napięcia między nimi.
- Jack! - skarcił go pan George, chociaż sam szeroko się uśmiechał.
- No co? - wzruszył ramionami.
Chwilę później odchrząknął znacząco.
- Falk? Nie chcę ci przeszkadzać, ale wydaje mi się, że mamy coś do załatwienia...
Natychmiast odskoczyli od siebie.
- To jak? - zapytała Grace. - Weźmiesz moją torbę, czy sama mam ją nieść?
Rozdział świetny i to napięcie narastające z każdym kolejnym słowem!
OdpowiedzUsuńPo prostu coś niesamowitego. Nie wiem jak wytrzymam do następnego rozdziału ale mam nadzieje że nie zejdę. ;-)
Mam ogromną nadzieję że szybko odbiją Gwany z rąk hrabiego. Ten facet działa mi na nerwy! Nie żartuję.
Dodaj szybko kolejny rozdział i nie każ na niego tak długo czekać.
pozdrawiam i weny.
♥♥♥
♪♫♪
Piszę ten komentarz już kolejny raz i za każdym razem kiedy próbuje go opublikować przeglądarka mi się zamyka. ;-(((
OdpowiedzUsuńTo w skrócie. Rozdział niesamowity, trzymający w napięciu. MAm ogromną nadzieję że odbiją Gweny z rąk hrabiego ( Facet mnie na maksa denerwuje!!!) i coś z nim zrobią!!!
Mam nadzieję że tuym razem nie będziemy musieli czekać tyle na kolejny rozdział. :-P
Pozdrawiam i życzę weny!
♥♥♥
♪♫♪
WOW!
OdpowiedzUsuńNiesamowity rozdzial...oby takich wiecej :D Nigdy nie lubiam Charlotty.
Weny!
RoztrzepanaJakNikt
Czekam wiernie na następny xD ❤
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział?Kocham to i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału <3
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu dzisiaj, ale już się kompletnie zatraciłam w tej historii <3 Stworzyłaś genialną fabułę no i masz ogromny talent i genialny styl pisania :) Po za tym cieszę się że połączyłaś Falka z Grace. Teraz czekam w napięciu co wydarzy się w następnym rozdziale więc życzę dużo weny i na pewno będę tu często zaglądać ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Nie mogę się doczekać, kiedy Gwendolyn i Gideon będą razem <3 A Hrabia niech wreszcie zniknie z ich życia, wtedy będą mogli być znowu razem i nikt ich nie rozdzieli! Czekam na next!
OdpowiedzUsuńRozdział super :) Czekam na next
OdpowiedzUsuńKiedy nastepny rozdzial?
OdpowiedzUsuńPostaram sie dodać do piątku :)
UsuńŚwieeeeetny rozdział :) Historia nabrała nowego tempa, cały czas akcja i akcja, do tego świetna fabuła i Twój lekki styl pisanie ;) czego chcieć więcej? Żyć nie umierać
OdpowiedzUsuńCo prawda nie piszę żadnej histori, ale może wpadniesz :)
Without The Face
Pozdrawiam cieplutko
LadyinBlack
Kiedy nastepny rozdzial ? :(
OdpowiedzUsuńRoztrzepanaJakNikt
Wiem, że to niezbyt kulturalne tak męczyć, ale dodasz może jeszcze w tym tygodniu? :)
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział? Nie moge wytrzymać!!!
OdpowiedzUsuńWiernaFanka
Kiedy następny rozdział?!!!
OdpowiedzUsuńNaprawdę trudno wytrzymać.
ci będzie dalej. Uratują ja.
Co bedzie z hrabia itd..
Błagam cie o NEXT...
JEŚLI NIE pojawi się w tym tygodniu TO ZNAJDĘ CIĘ I ZAMKNĘLIBYŚMY W SZAFIE DO MOMENTU AŻ CZEGOŚ DALEJ NIE NA PISZESZ!!!!!!!!!!!!!!!!
PS. Weź pod uwagę se dziś sobota!!!!!!!!
😄😊
PS 2. Gdzie. Jest ten rozdział?!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Przepraszam za błędy. Autokrata mój wróg.
UsuńŚwietny rozdział!!! :3 Nie mogę sie doczekać następnego! !! Piszesz naprawdę niesamowicie :333
OdpowiedzUsuń