czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 21

Kochani, 
Wiem, że znowu się spóźniłam, ale tym razem to nie do końca moja wina. Internet w hotelu jest beznadziejny i naprawdę sporo się nad dodaniem tego rozdziału namęczyłam. Przy pisaniu zresztą też, nie dość, że jakoś ciężko mi się go pisało, to jeszcze większość robiłam na telefonie (dlatego przepraszam za błędy, jeśli jakieś są, i że wszystko jest od lewej do prawej, bez wypośrodkowania, poprawię to, jak wrócę do domu). Jest trochę inny niż poprzednie, mam nadzieję, że wyszedł całkiem nieźle ;)
Nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy pojawi się kolejny rozdział, ale myślę, że nie będziecie musieli bardzo długo czekać ;)
Pozdrawiam,
Cassandra 

Gwendolyn
Strażnik zaprowadził mnie do sali balowej, gdzie czekał na mnie już hrabia.
- Wyglądasz nieziemsko, moja droga. - powiedział i ucałował moją dłoń. 
- To tylko i wyłącznie zasługa tej sukni, masz świetny gust. - uśmiechnęłam się.
- Nie przeczę. Zatańczmy.
Tak też zrobiliśmy. Na jego szczęście, dzięki połączonym wysiłkom Gideona i Giordano przestałam deptać ludziom po nogach przy każdym tańcu i szło mi już całkiem nieźle, co też po chwili zauważył Bertram:
- Dobrze wiedzieć, że choć jedno im się udało.
Sala była pięknie ozdobiona i miałam dziwne wrażenie, że wielkością przerastała całe piętro u mnie w domu. Może tylko mi się wydawało przez lustra, zajmujące jedną ze ścian i fakt, że byliśmy w niej sami. Podczas tańca opowiadał mi o swoim życiu w czasach drugiej wojny światowej. Mógł bez obaw walczyć - wtedy jeszcze był nieśmiertelny. Po jakimś czasie przenieśliśmy się do jadalni, gdzie czekała na nas kolacja, jeszcze bardziej wykwintna niż zazwyczaj. Po zjedzeniu, zgodnie z jego zwyczajem, poszliśmy do salonu. 
- Zapewne zastanawiasz się, dlaczego mówiłem, że ten wieczór będzie "specjalny". - stwierdził, siadając na kanapie obok mnie. 
- Myślałam, że to przez tańce.
Miałam nadzieję, że to tylko przez tańce. 
-Tańce były zaledwie niewielką częścią tego wieczoru. Widzisz, Gwendolyn... Warunki, które postawiłaś dwa tygodnie temu, były naprawdę świetnym pomysłem. Na początku miałem wątpliwości, co do mojej decyzji. Myślałem, że to może być błąd, że cały ten plan jest głupotą. Jednak teraz nawet  nie muszę się nad tym zastanawiać. Jestem stuprocentowo pewny, że nareszcie wszystko jest tak, jak należy. Poznałem cię, wcale nie jesteś taka, jak myślałem, jesteś znacznie lepsza... Uważam, że to już najwyższy czas... - to mówiąc wstał z kanapy i uklęknął przede mną.
Przez moją głowę przebiegły wszystkie przekleństwa, jakie znałam, nie tylko po angielsku.
- Chciałaś, aby wszystko odbyło się w tradycyjny sposób - zrobiłem, co mogłem. Teraz twoja kolej: zostań moją żoną.
- Bertram...
- Gwendolyn, nadszedł czas.
Wzięłam głęboki oddech.
- Dobrze. - wykrztusiłam. - Dobrze, wyjdę za ciebie.
Co miałam zrobić? Gdybym się nie zgodziła raczej by mu to nie przeszkadzało we wprowadzeniu swojego pierwotnego planu w życie.
Hrabia uśmiechnął się z satysfakcją i wyjął pudełeczko z pierścionkiem, a potem założył mi go na palec.
- Myślę, że po dzisiejszych atrakcjach powinniśmy się już położyć. - powiedział i wstał, a potem podał mi rękę, żebym mogła zrobić to samo.
Wyszliśmy z salonu, ale on ruszył w inną stronę niż zwykle, schody do mojego pokoju prowadziły na dół, a my szliśmy do góry.
- Bertramie... Chyba idziemy w złą stronę.
- Idziemy w dobrą stronę, moja droga. Skoro jesteśmy już zaręczeni, najwyższy czas, żebyśmy zamieszkali razem. Kiedy jedliśmy kolację, moi ludzie przenieśli twoje rzeczy do moich komnat.
- Ale... Mieliśmy umowę, jednym z warunków było... - zaczęłam zdezorientowana, a w środku aż gotowałam się z wściekłości i bezradności. Co ja teraz zrobię?
- Doskonale wiem, jakie były warunki, Gwendolyn. - uciął krótko. - Nie zamierzam żadnego z nich złamać.
Chciałam coś jeszcze powiedzieć, protestować, ale uznałam, że nie warto. Tylko go zdenerwuję, a to zdecydowanie nie będzie mi na rękę, szczególnie, jeśli mam z nim dzielić łóżko... Boże, nawet w mojej głowie to brzmi strasznie...



***
Gideon
Kiedy dolecieliśmy na miejsce, udało nam się dokładnie sprecyzować, gdzie jest Gwen. Znaleźliśmy niewielki hotel w pobliżu i tam się ulokowaliśmy. Jedno z pomieszczeń całkowicie zapełniliśmy elektroniką. Grace stwierdziła, że czuje się jak w jakimś filmie. Falk ściągnął naszych najlepszych specjalistów i zainstalowali kamery, mikrofony i różne czujniki wokół tego domu, w którym hrabia przetrzymuje Gwen. 
- Gideonie, do jasnej cholery, opanuj się! - krzyknął Falk, kiedy już całkiem stracił cierpliwość. - Od tygodnia chodzisz po ścianach, powiedziałem ci już mnóstwo razy, że to chwilę potrwa!
Najchętniej poleciałbym prosto po Gwen, bez chwili zastanowienia. Niestety zaraz po tym, jak powiedziałem o tym Falkowi, wybił mi ten pomysł z głowy, pokazując jak bardzo był idiotyczny. 
- Musimy działać ostrożnie, Gideonie. Nie chcemy, żeby wiedział o tym, że my wiemy, gdzie oni są. Mamy przewagę i nie możemy jej stracić. Pomyśl, jeden zbyt gwałtowny ruch i coś mogłoby się stać Gwendolyn, a wydaje mi się, że tego jednak nie chcemy.
Sfrustrowany wyszedłem na balkon. Nie pozwalali mi nic zrobić. Usłyszałem za sobą ciche przekleństwa i nie musiałem się odwracać, żeby wiedzieć, że to Grace.
- Falk cię wyrzucił? - zapytałem, unosząc brwi. Ostatnio często to robił, kazał nam "iść się przewietrzyć", żebyśmy przestali "zawracać im głowy".
- Za każdym razem, kiedy mnie ignoruje mam ochotę go walnąć... - przyznała. - Ale tym razem zdążyłam przynajmniej wziąć przed wyjściem papierosy. - wyciągnęła jednego i podała mi paczkę. 
Zapaliliśmy. Właściwie to stało się już naszym zwyczajem. 
- Nie powinnam palić... Rzucę to, jak tylko ją odbijemy... Boże, ty tym bardziej nie powinieneś... Nie dość, że niszczę swoje płuca, to jeszcze deprawuję młodszych... - pokręciła głową, jakby była zniesmaczona własnym zachowaniem.
Przez chwilę staliśmy w milczeniu, a potem rozległ się krzyk Falka:
- Co do jasnej...
Momentalnie rzuciliśmy papierosy i wbiegliśmy do środka. Falk siedział na krześle przed jednym z ekranów. Wyświetlany był na nim obraz z naszej najlepiej założonej kamery. Udało nam się tak umieścić ją na drzewie, że pokazywała dokładnie to, co można dostrzec, zaglądając przez okno komnat hrabiego. 
- Gideonie, tylko spokojnie... - powiedział Falk, ale ja go już nie słuchałem. Wypadłem z pokoju i popędziłem do wyjścia. Zabiję go.

***
Gwendolyn
- Dzień dobry, kochanie. - powiedział Bertram, wchodząc do pokoju i pocałował mnie w policzek. - Jak się spało?
- Świetnie, a tobie? - zapytałam grzecznie, równocześnie odnotowując w głowie, żeby potem iść do łazienki i porządnie umyć twarz, co zresztą i tak robiłam codziennie rano. Zawsze mnie tak witał.
- A jakże bym mógł mieć koszmary z taką cudowną kobietą obok? 
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi, a w środku po raz kolejny skręcało mnie z obrzydzenia.
- Pójdę wziąć prysznic. - powiedziałam i weszłam do łazienki. Prosto stamtąd było wejście do garderoby, więc nie musiałam paradować przed nim w ręczniku - dzięki Bogu. 
Ostatnie dni różniły się od pozostałych. Hrabia nadal towarzyszył mi poza pokojem, ale niestety straciłam jedyną formę "ucieczki" - był też w sypialni. Dlatego zawsze, kiedy chciałam od niego odpocząć, szlam do łazienki i włączałam wodę pod prysznicem. Nawet jeśli z niego nie korzystałam, to miałam chwilę spokoju, a on nie zadawał żadnych zbędnych pytań. 
Zamknęłam drzwi na zamek i rozebrałam się, a potem weszłam do kabiny. Szorowałam zawzięcie twarz i każde inne miejsce na moim ciele, którego dotknął. Łzy popłynęły po moich policzkach i zmieszały się z wodą, lecącą na mnie z deszczownicy. Nienawidzę go. Kiedy budzę się rano, nigdy go nie ma, przychodzi dopiero później. Wtedy idziemy na śniadanie. 
Raz, jak myślał, że jeszcze śpię, odebrał telefon w sypialni. To, co mówił było bardzo jednoznaczne - niestety. 
- Przy telefonie. Fantastycznie. Wszystko ma być gotowe na środę. Nie, wyślę kogoś po sukienkę. Kwiaty z dowozem, tak, dokładnie. Obrączki odbiorę osobiście, wyślij mi adres. Świetnie, do zobaczenia.
Potem wyszedł, a ja się rozpłakałam. Dzisiaj jest środa. Nienawidzę go.

***

- Gwendolyn, dzisiejszy dzień będzie wyglądał inaczej niż zwykle. - powiedział hrabia, kiedy wstaliśmy od stołu po śniadaniu. 
- Co masz na myśli? - zapytałam, udając, że nie mam o niczym pojęcia.
- Zaprowadzę cię teraz na dół do twojej starej sypialni. Tam znajdziesz wszystko, co będzie ci potrzebne. 
- Będzie mi potrzebne do czego? 
- Uznałem, że nie ma na co czekać i pobierzemy się dzisiaj. 
- Och... - udałam zaskoczenie, ale tak naprawdę miałam ochotę zalać się łzami. Moja ostatnia nadzieja właśnie umarła. - Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałeś?
- Nie chciałem, żebyś zawracała sobie tym głowę, wszystkim się zająłem. Ceremonia odbędzie się w sali balowej o trzeciej. Ktoś po ciebie przyjdzie. 

***

Drzwi się zamknęły, a ja znowu byłam w starej sypialni. Osunęłam się po ścianie i ukryłam twarz w dłoniach.
Mam szesnaście lat, nikt nie wie, gdzie jestem, a facet, który mnie porwał, chce się ze mną ożenić i mieć dzieci - to chyba można nazwać patową sytuacją. Stąd nie ma jak uciec. Jestem w kropce. Tylko cud może mnie uratować. Nienawidzę go.

***

Jakiś czas później zaczęłam się szykować. Musiałam, nie było innej opcji. Sukienka, jak wszystkie inne, była piękna, ale kiedy na nią spojrzałam, po prostu znowu chciało mi się płakać. 
Przygotowywałam się przez kilka godzin, a potem zapukałam w drzwi. Otworzył mi starszy strażnik i podał mi ramię. Chwyciłam je, a potem ruszyliśmy do sali balowej. Cały czas starałam się głęboko oddychać, miałam wtedy jakieś zajęcie i pewność, że się nie rozpłaczę. Wdech i wydech, wdech i wydech. Spojrzałam na siebie w lustrze w korytarzu. Suknia była tak szeroka, że razem ze strażnikiem ledwo się mieściliśmy. Włosy zakręciłam i zostawiłam rozpuszczone, tylko z jednej strony popięłam je spinką z białą różą. Wdech i wydech, wdech i wydech. Boże, jak ja go nienawidzę, dlaczego Loży nie udało się mnie znaleźć? Wdech i wydech, Gwendolyn, wdech i wydech. To najgorszy dzień w moim życiu, mało która dziewczyna myśli tak o swoim ślubie, prawda? To powinien być najpiękniejszy moment. Wdech i wydech. Dlaczego zbliżamy się do sali balowej tak szybko, przecież ona była znacznie dalej... Wdech i wydech. Boże, Gwendolyn, nie dobijaj się, spróbuj znaleźć jakieś plusy! Plusy? Jakie plusy? Jedynym plusem jest to, że on nie jest nieśmiertelny, kiedyś umrze, a ja będę wolna! O ile do tego czasu nie oszaleję i nie popełnię samobójstwa... W sumie... To mogłoby być całkiem niezłe rozwiązanie... Gwendolyn, nie bądź idiotką, oddychaj! Wdech i wydech. Dotarliśmy do drzwi sali balowej, jasna cholera, dlaczego tak szybko?! Wdech i wydech. Boże, jak ja tęsknię za Gideonem! Gdzie on jest? Gdzie ja jestem? Wdech i wydech, nie panikuj, Gwendolyn, nie daj nic po sobie poznać, może ten idiota się nie zorientuje, może uda ci się go zabić przez sen... Dlaczego ja wcześniej o tym nie pomyślałam?! Przecież mogłam go czymś dźgnąć w nocy, na przykład wtedy, kiedy próbował mnie objąć... Boże, jaka ja jestem głupia! Drzwi się otworzyły. No to koniec. 
Strażnik wpuścił mnie do środka i zamknął drzwi, odcinając drogę ucieczki. Poza mną w sali znajdował się hrabia i pan Marley. Po co on tu przyszedł? Nie widziałam go od "podróży" odrzutowcem. Podeszłam do nich niepewnie, a Bertram uśmiechnął się do mnie. 
- Pięknie wyglądasz, Gwendolyn. - powiedział i ucałował moją dłoń.
- Dziękuję.
- Wszystko gotowe, możemy zaczynać. - stwierdził,a pan Marley stanął po mojej lewej stronie. 
- Chwila, czy to nie ty powinieneś stać obok mnie? - zapytałam zmieszana.
- Nie, Gwendolyn, wszystko jest dobrze. 
- Wydaje mi się, że to jednak pan młody stoi obok panny młodej.
- I dokładnie tak jest.
- Co?
- Mała zmiana planów. - powiedział Marley. - Wyjdziesz za mnie.
- Jak to? Dlaczego? - teraz już kompletnie nic nie rozumiałam. Serce biło mi coraz szybciej o głośniej, wydawało mi się, że każdy może je usłyszeć.
- Zajmiemy się tym po ceremonii.
- Co tu się dzieje?!
- Powiedziałem, że zajmiemy się tym po ceremonii. - powtórzył tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Nie będzie żadnej ceremonii, póki nie dowiem się, o co tu chodzi! - straciłam resztki opanowania.
- Sfałszuj podpis, nie potrzebna nam jej zgoda. - powiedział szybko marley do hrabiego i w tym samym momencie do pomieszczenia wbiegli strażnicy. - Pójdziesz grzecznie czy mamy cię znowu skuć? 
- Co wy robicie?! 
- Skujcie ją i zaprowadźcie na górę.
Bez wahania wykonali polecenie i zaprowadzili mnie do sypialni hrabiego. Oczywiście po drodze próbowałam im się wyrwać, ale byli nieugięci. Posadzili mnie na krześle, ręce miałam nadal w kajdankach za oparciem. 
- O co tutaj chodzi? - zapytałam po raz kolejny, kiedy Bertram i Marley weszli do pomieszczenia. 
- Naprawdę myślałaś, że hrabia byłby aż tak głupi, Gwendolyn? - zapytał ten pierwszy. - Myślałaś, że uwierzyłby w twoje idiotyczne historyjki, nagłą zmianę nastawienia? Jesteś znacznie głupsza niż myślałem. - pokręcił głową z niedowierzaniem. 
- Nie rozumiem...
- On wcale nie jest hrabią, Gwendolyn. - powiedział Marley wyraźnie zirytowany całą sytuacją.
- Co? 
- Ja nim jestem. 
- Ale... Jak to...? - byłam w szoku, jednak ten dzień może być jeszcze gorszy...
- Wszystko było ustawione, od samego początku. On przedstawiał ci moją historię, wszystko, co mówił, było moimi słowami, jedynie powtarzał to, co słyszał przez słuchawkę w uchu. Wykonywał moje rozkazy.
- Ale w szkole... I w Loży... 
- Wszystko było zaplanowane. 
- Dlaczego? 
- On potrzebował pieniędzy, a ja kogoś, kto by mnie udawał. Ja sam byłem bezpieczny, w końcu kto by podejrzewał biednego pana Marleya?
Prawie jak w "Harrym Potterze" - przeszło mi przez myśl.
- Zostaw nas samych, Williamie. - powiedział do mężczyzny, którego uznawałam za hrabiego. - Teraz przejdziemy wreszcie do moich "warunków".
- Ale tak szybko? - desperacko próbowałam grać na czas. - Może poczekamy do wieczora, w końcu noc poślubna...
- Już dosyć czekałem. 
Zostaliśmy sami w sypialni, a on rozkuł kajdanki.
- Nie mogłem się doczekać aż zerwę z ciebie tę suknię. - mruknął mi do ucha i sięgnął do suwaka na moich plecach. 
- Nie... - próbowałam protestować, ale wiedziałam, że to nic nie da - przegrałam.
- Nawet nie wiesz, jakie to było irytujące... Musiałem cię zwieść, chciałem, żebyś uwierzyła, że masz przewagę... Musiałem czekać te wszystkie tygodnie... Teraz sobie to wszystko odbiorę. - brutalnie przycisnął swoje usta do moich i równocześnie pchnął mnie na łóżko.

***
Gideon
Przed budynkiem zatrzymał mnie Falk. 
- Gideonie, poczekaj! 
- Na co mam czekać?! Aż jej coś zrobią?! Siedzi zakuta w kajdanki, Falk! Widziałeś to? 
- Widziałem. Dlatego jedziemy samochodem, wsiadaj.
Zdziwiłem się, że tak łatwo poszło, ale nic już nie mówiłem. Poza naszym samochodem wyruszyły jeszcze trzy inne, wszystkie pełne naszych adeptów i ochroniarzy. 
Jechaliśmy zaledwie kilka minut, a w tym czasie udało nam się włamać do systemu i otworzyć bramę wjazdową. Nie czekałem aż samochód zatrzyma się przed budynkiem, wyskoczyłem i pobiegłem do wejścia. Zapamiętałem układ kamer i tylko dzięki temu wiedziałem jak iść. Reszta ruszyła za mną. Udało nam się przebiec kilka korytarzy zanim dopadła nas jego straż. Po raz kolejny przydały się sztuki walki, które ćwiczyłem przez lata z Charlottą. Nie sprawili nam większych problemów. Po chwili dotarliśmy do drzwi sypialni - były zamknięte. Nie dało się ich wyważyć, jeden z adeptów przestrzelił zamek. Wpadłem do środka i to, co zobaczyłem było znacznie gorsze od tego, co widzieliśmy na obrazie z kamery. Marley przyciskał Gwen do łóżka, równocześnie próbując ją rozebrać. Wściekłość rozsadzała mnie od środka. Chciałem tam podejść, ale jakiś strażnik mnie uprzedził. Poderwał go z Gwendolyn, której łzy płynęły po policzkach przez zaciśnięte powieki. Nie widziała mnie, nie miała pojęcia, co się dzieje. 
- Gwen! - krzyknąłem do niej.
Nagle usłyszałem strzał.
Po chwili ciało Marleya opadło bezwładnie.
- Mówiłam, że cię uprzedzę. - usłyszałem za sobą cichy głos Grace, która właśnie opuszczała pistolet.

Wszyscy zajęli się szukaniem hrabiego alias pana Whitmana. Gwen dalej leżała na łóżku, nie ruszyła się ani o centymetr. Podbiegłem do niej. 
- Gwen - powiedziałem, podchodząc do łóżka i podnosząc ją. - Och, Gwenny, nareszcie... - przytuliłem ją i nachyliłem się, żeby ją pocałować.
- Poczekaj. - powiedziała, zatrzymując mnie ręką. - Dzięki za ratunek i w ogóle, ale... Zanim zaczniesz mnie całować, mógłbyś przynajmniej powiedzieć mi, kim, do jasnej cholery, jesteś?

~•~•~•~•~•~•~•~
Ps. Mam nadzieję,  że mnie nie zabijecie. To było już od bardzo dawna zaplanowane i nic by tego nie zmieniło ;)
Jeśli koniecznie chcecie kogoś winić to zostaje Wam Ryan Star - to jego piosenka mnie zainspirowała. "Losing your memory" ---> zapraszam do posłuchania, bo jest naprawdę świetna :D

12 komentarzy:

  1. Teraz to już musisz dodać następny rozdział szybko. Bo inaczej cie znajdziemy; )

    OdpowiedzUsuń
  2. RoztrzepanaJakNikt27 sierpnia 2015 10:10

    Świetne... Tylko to umiem powiedziec.
    Ale dlaczeego do jasnej cholerci Gwen straciła pamięć?!
    Kiedy next?
    Jak najwiecej weny
    RoztrzepanaJakNikt

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Wszystkiego się dowiecie w następnych rozdziałach ;)
      Coś mi się jeszcze spaprało przy wklejaniu rozdziału, przepraszam, że tak beznadziejnie to wygląda, musi się strasznie czytać :/

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialne :D od razu się humor poprawił ;)
    A ta utrata pamięci to świetny pomysł, ciekawe jak to się dalej potoczy..

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział Czekam na NEXT!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. RoztrzepanaJakNikt10 września 2015 07:35

    Kiedy nastepna notka?
    Tesknie!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Błagam Cass dodaj kolejny rozdział zaczynam mieć paranoję!!! Każdego dnia minimum dwa razy sprawdzam czy nie dodałaś nexta. Popadam w obłęd! !! Ale i tak Cię Kocham♥♥♥

    WiernaFanka

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam dzisiaj wszytkie rozdziały w przerwach v między zajęciami i jestem pod wrażeniem! Widzę naprawę dużą poprawę od pierwszych rozdziałów !
    Ale teraz daj jak najszybciej nexta! !!
    A przy okazji zapraszam do mnie ;)
    Http:// girlofshadows13.blogspot.com Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Cassa mineło już ponad miesiąc odką dodałaś nowy rozdział błagam dodaj nowy....

    OdpowiedzUsuń
  10. Caaaaaass!
    Jak tam nowy rozdział?? Kiedy będziesz miała chiwlkę dla nas? :) :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Co się dzieje? Dlaczego nie dodajesz nexta?

    OdpowiedzUsuń