Rozdział 4
Gideon
Obudziłem
się o ósmej. Gwen leżała na moim ramieniu, a ja obejmowałem ją
w talii. Po chwili Gwenny zaczęła się wiercić. Otworzyła oczy i
uśmiechnęła się do mnie.
-Dzień
dobry-powiedziałem cicho i pocałowałem ją w czoło.
-Dzień
dobry-szepnęła i pogłaskała mnie po policzku.
Leżeliśmy
tak przez chwilę aż przerwało nam pukanie do drzwi.
-Gwen
wstawaj!-usłyszałem
głos Charlotty
dochodzący zza drzwi.-Potrzebuję mojej suszarki do włosów!
Gwen
westchnęła i zaczęła wyswobadzać się z moich objęć. Wstała,
wzięła suszarkę z toaletki i otworzyła drzwi.
-Dzień dobry
Charlotto.-powiedziała.-Miło że wstałaś.
-Co samochód
Gideona robi przed naszym domem?!-spytała ignorując wypowiedź
Gwen.-A jego kurtka I buty w przedpokoju?!
Dopiero
teraz zacząłem dostrzegać jaka potrafi być denerwująca. Szybko
wstałem z łóżka, podszedłem do drzwi, oparłem się jedną ręką
o ich framugę, a drugą objąłem Gwen w talii i przyciągnąłem ją
do siebie.
-Ciebie
również miło widzieć Charlotto.-powiedziałem poirytowany.
-O...-powiedziała
Charlotta trochę zbita z tropu.-Cześć.
-Cześć.-odpowiedziałem.
-No to...
Ja już idę.-zakończyła i
zeszła po schodach na dół.
*
* *
Gwendolyn
Zjedliśmy śniadanie I
Gideon pojechał do domu. Nagle zaczęłam się zastanawiać gdzie
jest Xemerius. Nie musiałam długo się nad tym głowić, właśnie
podleciał do mnie zdyszany I usiadł na moim ramieniu.
-Gdzie byłeś
Xemi...
Xemeriusie?-spytałam
-U cioci na
imieninach.-odparł z sarkazmem.-A jak myślisz? Chciałem zobaczyć
gdzie jest ten hrabia ale trochę pogubiłem się w korytarzach I
wyszedłem obok Big Ben'a.
-To dlatego tak długo cię
nie było.-zastanawiałam się głośno.- Ale co z tym hrabią?
-Zamknęli go w
lochach pod Temple. Siedzi tam I gapi się tępo w sufit. Coś
mnie ominęło? Wydajesz się być cała w skowronkach.
-Nic
takiego.-powiedziałam I weszliśmy do środka.
Gdy szliśmy do mojego
pokoju, na drugim piętrze usłyszeliśmy głos Charlotty:
-Spał u niej w
pokojuuu...-szlochała.-Ona
nie jest dla niego wystarczająco dobraaa.
-Charlotto
spokojnie.-pocieszała ją ciotka Glenda.-W końcu zrozumie jaki
popełnia błąd.
-Ale...Ale...Caroline
mówiła przy śniadaniu że Gideon przyznał że...że...-lamentowała
dalej
Przemknęłam szybko na
palcach przez całe drugie piętro I dopiero w swoim pokoju
odetchnęłam z ulgą.
-I to jest to NIC?!-spytał
Xemerius.-Chłopak zostaje u ciebie na noc a ty mi mówisz że to
NIC?!
-No bo nic.-uśmiechnęłam
się niewinnie.-Do niczego nie doszło.
-Młoda damo musimy
poważnie porozmawiać.-powiedział Xemerius z uśmiechem.-Ale za
chwilę. Idę po jakiegoś gołąbka na śniadanie.
Odwzajemniłam uśmiech.
Gdy już wyleciał przez okno zadzwoniłam do mojej najlepszej
przyjaciółki Leslie.
-Cześć Les.-powiedziałam
do przyjaciółki
-Cześć. Czemu wczoraj do
mnie nie zadzwoniłaś jak poszła ta rozmowa o zdarzeniach z
ostatnich dni?-wypaliła
-Kompletnie
zapomniałam, przepraszam. Wczoraj był u mnie Gideon i...
-I co?-dopytywała się
Leslie.
-Zjadł z nami
kolację I został na noc...
-Że co?!-spytała z
niedowierzaniem.-I ty próbujesz mi wmówić że twoja mama się na
to zgodziła?!
-Myślę że po jego
deklaracjach z ostatniego wieczoru...
-Czekaj, czekaj. Jakich
deklaracjach?
-No więc...
-Dobra.-nie dała mi
skończyć.-Może po prostu do ciebie przyjdę I wszystko mi
opowiesz.
-Okej.
-To będę za kwadrans.
Pa.-powiedziała I się rozłączyła
No I
rzeczywiście. Leslie była u mnie już piętnaście minut później,
a ja wszystko jej opowiedziałam. Nie mogłam nic pominąć bo moja
najlepsza przyjaciółka by mnie zabiła. I chociaż
jestem nieśmiertelna ona jest na tyle zdolna by to zrobić. Właśnie
zakończyłam swoją opowieść gdy usłyszałyśmy pukanie do drzwi:
-Proszę.-powiedziałam
-Można?-spytał
Gideon wsuwając głowę do pokoju przez na wpół otwarte drzwi I
uśmiechnął się do Leslie w
ramach przywitania.-Gwen musimy jechać na
elapsję.
-Ale mieliśmy być jak
zawsze w niedzielę dopiero o szesnastej.
-Jakieś spotkanie im się
przesunęło no I wiesz jak to jest.-powiedział.-Leslie jak chcesz
to podrzucimy cię do domu. Oczywiście jeśli mi powiesz gdzie to
jest.-zakończył z uśmiechem.
-Dzięki za
propozycję ale muszę jeszcze wstąpić do biblioteki. Ale jeśli
naprawdę chcesz to możesz podrzucić
mnie do najbliższego metra.-odpowiedziała I również się uśmiechnęła.
***
Podczas elapsji
ja musiałam czytać jakąś nudną książkę na angielski.
Siedziałam na zielonej sofie
gdzieś w 1953 roku.Gideon położył mi
głowę na kolanach I cały wyciągnął się na sofie, a nogi
dyndały mu nad ziemią. Miał słuchawki w uszach I chyba zasnął.
Bezwiednie zaczęłam się bawić jego włosami.
Piąty raz czytałam to samo zdanie. Ta książka była beznadziejna.
-Uch, to jest
głupie.-powiedziałam stanowczym tonem I zatrzasnęłam książkę.
-To co chcesz
robić?-spytał Gideon zdejmując słuchawki I siadając.
-Nie
wiem.-odpowiedziałam.-Może pójdziemy na górę?
-Gwen tutaj jest środek
nocy. Twojego dziadka nawet nie ma w Temple.
-Racja. Zapomniałam.
Przez chwilę milczeliśmy
a potem odezwał się Gideon:
-Tak sobie
pomyślałem...-zaczął.-Zobacz:
jesteśmy razem a... a
ja nie wiem nawet jaki jest twój ulubiony zespół czy nawet potrawa
albo kolor. Może zagramy w taką grę: Ja zadaję pytanie ty
odpowiadasz, a potem na odwrót.
Milczeliśmy przez chwilę.
-No dobrze.-powiedziałam
niechętnie.-Ale zgadzam się tylko dlatego że nie wiem kiedy się
urodziłeś.
Gideon uśmiechnął się
do mnie I powiedział:
-Dwudziestego
czwartego czerwca,
a ty?
-Ósme...
Przepraszam siódmego października.
Dowiedziałam się o tym niedawno I jeszcze nie wbiłam do
głowy.-teraz ja się uśmiechnęłam.
-Racja, powinienem o tym
pamiętać. Teraz twoja kolej.
-Ulubiony kolor?
-Niebieski. A twój?
Spojrzałam na jego oczy I
już wiedziałam.
-Zielony. Pierwszy
pocałunek?
Gideon przez chwilę się
nie odzywał, tylko siedział z zagryzioną dolną wargą.
-No więc...-zaczął
w końcu.-To była...
Znowu chwila ciszy.
-Charlotta.-wyszeptał nie
patrząc na mnie.
-Aha.-powiedziałam I choć
spodziewałam się tej odpowiedzi to trochę mną wstrząsnęła.-
Kiedy to było?
-Ja miałem szesnaście
lat. To było chwilę przed moim pierwszym przeskokiem w czasie.
Czyli Charlotta miała
czternaście lat.
-Gwenny,
Charlotta nie jest dla mnie nikim więcej jak tylko dobrą
koleżanką...
Gideon pocałował
Charlottę.
-Lubię
ją ale ostatnio zaczyna mnie coraz częściej denerwować.
Właśnie
po tym pocałunku zdałem sobie sprawę że nie może być dla mnie
nikim więcej jak przyjaciółką
Gideon pocałował
Charlottę.
-Na
prawdę Gwenny, to ciebie
kocham.-powiedział I jakby dla podkreślenia tych słów pocałował
mnie w usta.
Tylko jedna myśl
krążyła mi po głowie (Gideon pocałował Charlottę), ale
"automatycznie"
zarzuciłam mu ręce na szyję. Całowaliśmy
się kilka minut, a
przynajmniej tak mi się wydawało. W rzeczywistości minęła
godzina co stwierdziłam patrząc ukradkiem na zegarek Gideona.
Musiałam odsunąć
go delikatnie.
-Zaraz przeskoczymy z
powrotem. Musimy teraz przestać.
-Masz rację,
zupełnie zapomniałem o czasie. Masz może szczotkę do włosów?
Nie powinni zobaczyć cię w takim stanie bo od razu wszystkiego się
domyślą.
-Jasne że mam. Już
jestem przygotowana na takie sytuacje.-powiedziałam I uśmiechnęłam
się lekko.
Odwzajemnił uśmiech.
-A jeśli chcesz
wiedzieć-zaczęłam grzebiąc w torbie.-to z mojej strony chłopak
miał na imię Mortimer i
nasz "związek"
i zakończył się po dwóch tygodniach za
porozumieniem stron.
-Naprawdę, Gwenny
Charlotta nic dla mnie nie zna...
-Myślałam że
skończyliśmy ten temat.-przerwałam mu szczotkując włosy.-A
tak na marginesie dzięki że mi przypomniałeś.
-Gwen udowodnię ci to.
-Niby jak?-spytałam z
rozbawieniem.
-Zobaczysz.-powiedział I
zniknął mi z oczu.
Rewelacyjny rozdział!!!!!!
OdpowiedzUsuńWierna Fanka
Bardzo fajnie. Jestem ciekawa jak Gideon udowodni Gwendolyn swoją miłość...
OdpowiedzUsuńMol Książkowy:)