poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział 8

Rozdział 8
Gwendolyn
Falk de Villiers nie odezwał się słowem kiedy w limuzynie wiozącej nas z lotniska do Temple opowiadaliśmy jemu i Panu Georgowi o drugim chronografie. Kiedy skończyliśmy dalej nikt się nie odezwał. W końcu Falk spytał:
-Co jeszcze przed nami ukryliście?
-Nic.-wzruszyłam ramionami.-No poza tym że jesteśmy razem ale to już chyba każdy wie.-powiedziałam.
-Czyli Charlotta mówiła prawdę.-szepnął Falk.
Pokiwałam głową. Gideon siedział obok i trzymał mnie za rękę.
-Czy ktoś jeszcze o tym wie?-spytał pan George.
-Tak.-powiedziałam.-Leslie i Raphael. I Ciocia Maddy też tak jak Nick i Caroline. A no i pan Bernhard.
Czekałam aż Falk znowu wybuchnie ale tak się nie stało. Ukrył tylko twarz w dłoniach i mruknął:
-Lucas też zataił to przed nami. Dlaczego nam nie powiedzieliście?
-Wiedzieliśmy jaka będzie wasza reakcja.-powiedział Gideon, a ja ścisnęłam jego rękę.-Poza tym jesteście wrogo nastawieni do Lucy i Paula. Okazało się że mieli rację co do Hrabiego i chronografu. Zastanawialiśmy się czy wam powiedzieć ale...
-Porozmawiamy później.-przerwał mu Falk.-Boli mnie głowa. Gideonie jedziecie do Ciebie do domu. Poradzicie sobie. Ja muszę razem z Thomasem jechać do loży.
Gideon skinął głową. Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu.

***

Dojechaliśmy do domu Gideona o pierwszej po południu. Kiedy weszliśmy do środka odetchnęłam z ulgą i zaczęłam ściągać kurtkę. Zauważyłam że Gideon się uśmiecha.
-Czemu się uśmiechasz?-spytałam.-Nie dość że są wściekli za Paryż to teraz jeszcze o drugi chronograf.
-Nie było tak źle jak myślałem.-powiedział nie przestając się uśmiechać.-Poza tym mamy czas dla siebie, bo kiedy wysiadłaś Falk wyraźnie zażyczył sobie żebym mu się nie pokazywał na oczy przez parę dni. A no i nie zabrał nam chronografu więc możemy sami poddawać się elapsji.
Musiałam się uśmiechnąć.
-Paryż dobrze na ciebie działa.-powiedziałam.-Z wiecznego pesymisty robisz się mega-optymistą.
Roześmiał się i mnie pocałował. Kiedy wreszcie się od siebie odkleiliśmy okazało się że leżymy na wielkiej szarej kanapie w salonie. Nie wiem jak udało nam się tam dostać szczególnie że po drodze był zamknięte drzwi. Uśmiechnęliśmy się do siebie i znowu zatonęliśmy w namiętnym pocałunku. Gideon zdjął kurtkę i rzucił ją na podłogę. Ja swojej pozbyłam się już w przedpokoju. Dłoń Gideona dotąd spoczywająca na moich plecach zjechała niżej, na biodro. Przyciągnęłam go do siebie ręką, którą obejmowałam go w pasie. Jego dłoń zdążyła zejść już na udo kiedy usłyszałam głos Xemeriusa:
-Ty swintusku, ty!
Gwałtownie otworzyłam oczy i nie uszło to uwadze Gideona. Odsunął się trochę, podparł głowę ręką i spojrzał na mnie zatroskany.
-Wszystko w porządku?-spytał i pogłaskał mnie po policzku.
Położyłam swoją dłoń na jego i szepnęłam:
-Muszę ci coś powiedzieć.
-O co chodzi?-spytał jeszcze bardziej zmartwiony.
Wzięłam głęboki oddech i opowiedziałam mu o tym że widzę duchy. Wszystko powiedziałam bardzo szybko jak zawsze kiedy jestem zdenerwowana.
-Jamesa też poznałam jako ducha. Straszył w mojej szkole do czasu kiedy go zaszczepiłeś. Widzę też małego Roberta, który zazwyczaj chowa się za nogą doktora White'a. A to jest Xemerius.-wskazałam ręką na stolik do kawy, na którym Xemerius sobie usiadł.-Który zawsze pojawia się wtedy kiedy nie powinien. Pamiętasz jak wtedy na soiree u Lady Brompton dziwnie się zachowywałam? Mogło się wydawać że rozmawiam sama ze sobą ale tak naprawdę był tam duch Hrabiego di Madrone, który zaczął do mnie coś rzęzić. Nawiasem mówiąc był z nami też wtedy kiedy Lord Alastair dźgnął mnie szpadą. Jeśli teraz uważasz mnie za wariatkę to mi to powiedz bo wolę wiedzieć niż żebyś to przede mną ukrywał i...
-Ciii...-powiedział Gideon kładąc mi palec na ustach.-Wierzę ci. I nie uważam że jesteś wariatką. W sumie to nawet logiczne. kruk jest połączeniem świata żywych i martwych...-zamyślił się na chwilę, a potem dodał z uśmiechem.-Ale kochałbym cię nawet jakbyś była wariatką.
Musiałam się uśmiechnąć.
-Ja też cię kocham.-szepnęłam i pocałowałam go.
Już po chwili rozległo się głośne "Bleee..."
Odsunęłam się z przepraszającym spojrzeniem i powiedziałam:
-Najwyższy czas żebyście oficjalnie się poznali.-wskazałam ręką na małego gargulca.-Gideonie to jest Xemerius. Xemeriusie, Gideon de Villiers.
Gideon niepewnie pomachał ręką w kierunku Xemeriusa, a on odmachał mu entuzjastycznie.
-Jeśli jeszcze raz skrzywdzisz Gwendolyn to będziesz miał ze mną do czynienia.-powiedział i przeniknął przez ścianę.
Roześmiałam się. Gideon spojrzał na mnie zdezorientowany.
-Powiedział że jeśli jeszcze raz mnie skrzywdzisz to będziesz miał z nim do czynienia. Wciąż mi wypomina jak ryczałam kiedy dowiedziałam się że tak naprawdę mnie nie kochasz.
-Nigdy bym cię nie skrzywdził.-powiedział Gideon i pocałował mnie tak jak tylko on potrafi.

***

Jakiś czas później zjedliśmy obiad. Wcześniej nie doszło do niczego poza pocałunkami. Chyba dlatego że baliśmy się iż Xemerius wyleci zza ściany. W lodówce nie było nic poza starą cytryną więc zamówiliśmy pizzę. Kiedy skończyliśmy jeść była piąta po południu. Wciąż było jasno więc wzięliśmy książki i wyszliśmy do małego ogródka za domem. Usiedliśmy na huśtawce i czytaliśmy. Nie zdążyłam przeczytać strony bo zadzwonił mój telefon. Gideon podniósł wzrok z nad książki i spytał:
-Kto to?
Spojrzałam na ekran telefonu.
-To Leslie. Pewnie chce mi opisać złote krany na jachcie.
Gideon uśmiechnął się i zaczął się podnosić z huśtawki.
-Poczekaj.-powiedziałam kładąc mu rękę na ramieniu.-Siedź.
Wzięłam telefon i odeszłam na parę kroków. Odebrałam.
-Cześć.-usłyszałam głos mojej przyjaciółki.-Czemu mnie rano nie obudziłaś?
-Stwierdziłam że powinnaś się wyspać. Jak tam u Państwa Bertelin?
-Trochę dziwnie ale jakoś żyję. Pani Bertelin chyba niezbyt mnie lubi ale jej mąż jest całkiem spoko. Wiedziałaś że oni mają złote krany?!
Roześmiałam się.
-Tak, Gideon mi opowiadał.-rzuciłam ukradkowe spojrzenie w jego stronę i stwierdziłam że na mnie patrzy.-Zresztą miał czytać ale cały czas mnie obserwuje. Ładny mają dom?
-Piękny ale jak na mój gust trochę za bogato. Bałabym się wziąć do ręki jednej z tych rzeźb, a Pani Bertelin codziennie każe je czyścić.
-Też bym się bała. Powinnyśmy kończyć, bo inaczej zapłacisz majątek.
-No dobra. Zadzwonię jak tylko wydarzy się coś ciekawego. Pa!
-Pa.-powiedziałam i się rozłączyłam.
Wróciłam do Gideona, który nagle pochylił się nad książką.
-Miałeś czytać.-powiedziałam.
-A co robię.-spytał zakłopotany.
-Widziałam. Naprawdę nie musisz przyglądać mi się jak rozmawiam przez telefon.
-A co jeśli lubię?-szepnął i przyciągnął mnie gwałtownie do siebie na kolana.-Kocham cię.-mruknął całując mnie w szyję.
-Ja też cię kocham.-powiedziałam i zatraciłam się w jego objęciach.


1 komentarz:

  1. Tego się nie da NIE LUBIĆ!!!! Uwielbiam to:)

    Mol Książkowy

    OdpowiedzUsuń