Rozdział
8
Gwendolyn
Falk
de Villiers nie odezwał się słowem kiedy w limuzynie wiozącej nas
z lotniska do Temple opowiadaliśmy jemu i Panu Georgowi o drugim
chronografie. Kiedy skończyliśmy dalej nikt się nie odezwał. W
końcu Falk spytał:
-Co
jeszcze przed nami ukryliście?
-Nic.-wzruszyłam
ramionami.-No poza tym że jesteśmy razem ale to już chyba każdy
wie.-powiedziałam.
-Czyli
Charlotta mówiła prawdę.-szepnął Falk.
Pokiwałam
głową. Gideon siedział obok i trzymał mnie za rękę.
-Czy
ktoś jeszcze o tym wie?-spytał pan George.
-Tak.-powiedziałam.-Leslie
i Raphael. I Ciocia Maddy też tak jak Nick i Caroline. A no i pan
Bernhard.
Czekałam
aż Falk znowu wybuchnie ale tak się nie stało. Ukrył tylko twarz
w dłoniach i mruknął:
-Lucas
też zataił to przed nami. Dlaczego nam nie powiedzieliście?
-Wiedzieliśmy
jaka będzie wasza reakcja.-powiedział Gideon, a ja ścisnęłam
jego rękę.-Poza tym jesteście wrogo nastawieni do Lucy i Paula.
Okazało się że mieli rację co do Hrabiego i chronografu.
Zastanawialiśmy się czy wam powiedzieć ale...
-Porozmawiamy
później.-przerwał mu Falk.-Boli mnie głowa. Gideonie jedziecie do
Ciebie do domu. Poradzicie sobie. Ja muszę razem z Thomasem jechać
do loży.
Gideon
skinął głową. Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu.
***
Dojechaliśmy
do domu Gideona o pierwszej po południu. Kiedy weszliśmy do środka
odetchnęłam z ulgą i zaczęłam ściągać kurtkę. Zauważyłam
że Gideon się uśmiecha.
-Czemu
się uśmiechasz?-spytałam.-Nie dość że są wściekli za Paryż
to teraz jeszcze o drugi chronograf.
-Nie
było tak źle jak myślałem.-powiedział nie przestając się
uśmiechać.-Poza tym mamy czas dla siebie, bo kiedy wysiadłaś Falk
wyraźnie zażyczył sobie żebym mu się nie pokazywał na oczy
przez parę dni. A no i nie zabrał nam chronografu więc możemy
sami poddawać się elapsji.
Musiałam
się uśmiechnąć.
-Paryż
dobrze na ciebie działa.-powiedziałam.-Z wiecznego pesymisty robisz
się mega-optymistą.
Roześmiał
się i mnie pocałował. Kiedy wreszcie się od siebie odkleiliśmy
okazało się że leżymy na wielkiej szarej kanapie w salonie. Nie
wiem jak udało nam się tam dostać szczególnie że po drodze był
zamknięte drzwi. Uśmiechnęliśmy się do siebie i znowu
zatonęliśmy w namiętnym pocałunku. Gideon zdjął kurtkę i
rzucił ją na podłogę. Ja swojej pozbyłam się już w
przedpokoju. Dłoń Gideona dotąd spoczywająca na moich plecach
zjechała niżej, na biodro. Przyciągnęłam go do siebie ręką,
którą obejmowałam go w pasie. Jego dłoń zdążyła zejść już
na udo kiedy usłyszałam głos Xemeriusa:
-Ty
swintusku, ty!
Gwałtownie
otworzyłam oczy i nie uszło to uwadze Gideona. Odsunął się
trochę, podparł głowę ręką i spojrzał na mnie zatroskany.
-Wszystko
w porządku?-spytał i pogłaskał mnie po policzku.
Położyłam
swoją dłoń na jego i szepnęłam:
-Muszę
ci coś powiedzieć.
-O
co chodzi?-spytał jeszcze bardziej zmartwiony.
Wzięłam
głęboki oddech i opowiedziałam mu o tym że widzę duchy. Wszystko
powiedziałam bardzo szybko jak zawsze kiedy jestem zdenerwowana.
-Jamesa
też poznałam jako ducha. Straszył w mojej szkole do czasu kiedy go
zaszczepiłeś. Widzę też małego Roberta, który zazwyczaj chowa
się za nogą doktora White'a. A to jest Xemerius.-wskazałam ręką
na stolik do kawy, na którym Xemerius sobie usiadł.-Który zawsze
pojawia się wtedy kiedy nie powinien. Pamiętasz jak wtedy na soiree
u Lady Brompton dziwnie się zachowywałam? Mogło się wydawać że
rozmawiam sama ze sobą ale tak naprawdę był tam duch Hrabiego di
Madrone, który zaczął do mnie coś rzęzić. Nawiasem mówiąc był
z nami też wtedy kiedy Lord Alastair dźgnął mnie szpadą. Jeśli
teraz uważasz mnie za wariatkę to mi to powiedz bo wolę wiedzieć
niż żebyś to przede mną ukrywał i...
-Ciii...-powiedział
Gideon kładąc mi palec na ustach.-Wierzę ci. I nie uważam że
jesteś wariatką. W sumie to nawet logiczne. kruk jest połączeniem
świata żywych i martwych...-zamyślił się na chwilę, a potem
dodał z uśmiechem.-Ale kochałbym
cię nawet jakbyś była wariatką.
Musiałam
się uśmiechnąć.
-Ja
też cię kocham.-szepnęłam i pocałowałam go.
Już
po chwili rozległo się głośne "Bleee..."
Odsunęłam
się z przepraszającym spojrzeniem i powiedziałam:
-Najwyższy
czas żebyście oficjalnie się poznali.-wskazałam ręką na małego
gargulca.-Gideonie to jest Xemerius. Xemeriusie, Gideon de Villiers.
Gideon
niepewnie pomachał ręką w kierunku Xemeriusa, a on odmachał mu
entuzjastycznie.
-Jeśli
jeszcze raz skrzywdzisz Gwendolyn to będziesz miał ze mną do
czynienia.-powiedział i przeniknął przez ścianę.
Roześmiałam
się. Gideon spojrzał na mnie zdezorientowany.
-Powiedział
że jeśli jeszcze raz mnie skrzywdzisz to będziesz miał z nim do
czynienia. Wciąż mi wypomina jak ryczałam kiedy dowiedziałam się
że tak naprawdę mnie nie kochasz.
-Nigdy
bym cię nie skrzywdził.-powiedział Gideon i pocałował mnie tak
jak tylko on potrafi.
***
Jakiś
czas później zjedliśmy obiad. Wcześniej nie doszło do niczego
poza pocałunkami. Chyba dlatego że baliśmy się iż Xemerius
wyleci zza ściany. W lodówce nie było nic poza starą cytryną
więc zamówiliśmy pizzę. Kiedy skończyliśmy jeść była piąta
po południu. Wciąż było jasno więc wzięliśmy książki i
wyszliśmy do małego ogródka za domem. Usiedliśmy na huśtawce i
czytaliśmy. Nie zdążyłam przeczytać strony bo zadzwonił mój
telefon. Gideon podniósł wzrok z nad książki i spytał:
-Kto
to?
Spojrzałam
na ekran telefonu.
-To
Leslie. Pewnie chce mi opisać złote krany na jachcie.
Gideon
uśmiechnął się i zaczął się podnosić z huśtawki.
-Poczekaj.-powiedziałam
kładąc mu rękę na ramieniu.-Siedź.
Wzięłam
telefon i odeszłam na parę kroków. Odebrałam.
-Cześć.-usłyszałam
głos mojej przyjaciółki.-Czemu mnie rano nie obudziłaś?
-Stwierdziłam
że powinnaś się wyspać. Jak tam u Państwa Bertelin?
-Trochę
dziwnie ale jakoś żyję. Pani Bertelin chyba niezbyt mnie lubi ale
jej mąż jest całkiem spoko. Wiedziałaś że oni mają złote
krany?!
Roześmiałam
się.
-Tak,
Gideon mi opowiadał.-rzuciłam ukradkowe spojrzenie w jego stronę i
stwierdziłam że na mnie patrzy.-Zresztą miał czytać ale cały
czas mnie obserwuje. Ładny mają dom?
-Piękny
ale jak na mój gust trochę za bogato. Bałabym się wziąć do ręki
jednej z tych rzeźb, a Pani Bertelin codziennie każe je czyścić.
-Też
bym się bała. Powinnyśmy kończyć, bo inaczej zapłacisz majątek.
-No
dobra. Zadzwonię jak tylko wydarzy się coś ciekawego. Pa!
-Pa.-powiedziałam
i się rozłączyłam.
Wróciłam
do Gideona, który nagle pochylił się nad książką.
-Miałeś
czytać.-powiedziałam.
-A
co robię.-spytał zakłopotany.
-Widziałam.
Naprawdę nie musisz przyglądać mi się jak rozmawiam przez telefon.
-A
co jeśli lubię?-szepnął i przyciągnął mnie gwałtownie do
siebie na kolana.-Kocham cię.-mruknął całując mnie w szyję.
-Ja
też cię kocham.-powiedziałam i zatraciłam się w jego objęciach.
Tego się nie da NIE LUBIĆ!!!! Uwielbiam to:)
OdpowiedzUsuńMol Książkowy