Rozdział 3
Gwendolyn
Po zjedzeniu kanapek
przyniesionych przez Gideona położyliśmy się na trawie I
patrzyliśmy na sunące po niebie obłoki. Po czwartej Gideon
powiedział wstając, że musimy się zbierać żeby zdążyć na
elapsje. Zgodziłam się z nim i niechętnie zaczęłam podnosić się
z ziemi. Uprzedził mnie pomagając mi wstać.
-Chciałabym przychodzić
tu częściej.-Stwierdziłam patrząc z utęsknieniem na strumyk
oddalający się od nas z każdym krokiem w kierunku wzgórza.
-Może uda się jakoś to
załatwić.-Powiedział uśmiechając się do mnie.-Ale mam nadzieję
że ten pies I jego pani będą mieli wtedy wolne. Krzyczała na nie
dobre pięć minut za to, że źle trzymałem Pimpusia.
-To dlatego miałeś minę
skazańca kiedy wracałeś na dół.-Powiedziałam wybuchając
śmiechem.
-Wcale nie byłoby ci do
śmiechu gdybyś ją słyszała.-Powiedział niby poważnym tonem
jednak nie zdołał powstrzymać uśmiechu.-Pimpuś musi być
trzymany dwiema rękami pod brzuszkiem młody człowieku! Inaczej
robi mu się niedobrze!- Powiedział próbując naśladować głos
tamtej pani.
Zaczęłam śmiać się
jeszcze bardziej, a Gideon dołączył do mnie.
* * *
Na elapsje dotarliśmy
kilka minut po osiemnastej. Tym razem przywitał nas Pan Marley. Był
on adeptem 1 stopnia o płomiennorudych włosach I zawsze kiedy się
denerwował uszy robiły mu się całe czerwone. Zaprowadził nas pod
pracownię Madam Rossini I już chciał zawiązać mi oczy kiedy
Gideon krzyknął:
-Co pan robi?!
-Zawiązuję oczy pannie
Gwendolyn.-Odparł nieco speszony Marley.
-Co tu się dzieje?-
Spytał pan George wyłaniając się zza rogu.
-Pan Marley
-Zaczął
rozwścieczony Gideon ale pan George nie dał mu dokończyć.
-Cóż pan wyprawia
Marley?! Czy myśli pan, że po tym co Gwendolyn I Gideon nam
powiedzieli nadal będziemy wszystko przed nią ukrywać?!
-No
nnie
ale
mmyślałem
że może
-Jąkał się Marley
-Niech pan lepiej nie
myśli tylko pyta się tych wyżej postawionych.-Burknął Gideon nie
kryjąc złości.-Gwenny chodź. Zaprowadzę cię do chronografu I
wszystko przy nim ustawię, dobrze?-To ostatnie było skierowane do
pana Georga, który skinął głową.
Gideon wyciągnął
do mnie rękę. Położyłam na niej swoją, a on delikatnie
ją ścisnął I poszliśmy w kierunku
schodów prowadzących do pomieszczenia z chronografem.
* * *
Usiedliśmy na
zielonej sofie w 1953 roku. Gideon objął mnie ramieniem I zaczął
pomstować na pana Marleya. Gdy padło słowo
"merde"
położyłam mu palec na ustach I wstałam z kanapy.
-Nie możemy spędzić
tak czterech godzin.-Powiedziałam-Proponuję małą wycieczkę na
górę.-Dokończyłam uśmiechając
się do niego lekko I odwracając do ceglanej ściany.
-Ale jak?-Zapytał
Gideon-Przecież nie mamy klu...-Przerwał
I zrobił wielkie oczy gdy zobaczył jak wyjmuję jedną z cegieł,
a za nią są klucze, mapa I karteczka z hasłem dnia.-Ale skąd?
Jak?
-Musiałam mieć jakiś
sposób na spotkania z Lucasem więc dorobił mi kluczę, wsadził
mapę korytarzy I karteczkę z hasłem dnia w miejsce za obluzowaną
cegłą.
Gideon był pod
wrażeniem. Przeprosił
mnie za to że kiedyś mi nie uwierzył I jak mnie wtedy potraktował.
Wzięliśmy kluczę I wyszliśmy nie zamykając za sobą drzwi.
* * *
-A więc to ty jesteś tym
małym draniem z rodziny de Villers?-Zapytał Lucas gdy weszliśmy do
jego gabinetu, a ja przedstawiłam Gideona.
-Tak.-Odpowiedział
Gideon.-To chyba ja.-Dokończył patrząc na mnie z uśmiechem.
-A więc droga
wnuczko I Gideonie co chcielibyście robić w tych czasach?-Spytał
mój dziadek.-Możemy
udać się na światową wystawę psów w Hide parku. Albo...
Nie, nie ma tu nic innego do zrobienia.-Stwierdził z dezaprobatą.
-Chyba nie mamy
odpowiednich ubrań jak na taką wycieczkę.-Odparłam z
uśmiechem.-Może po prostu zostaniemy tutaj I napijemy się herbaty?
-Masz rację.-Powiedział
Lucas-To będzie najrozsądniejsze co możemy zrobić.
***
Gdy wróciliśmy z elapsji
Gideon odwiózł mnie do domu. Drzwi otworzyła Mama bo Pan Bernhard
miał wolne. Przytuliłam ją w drzwiach.
-Cześć mamo.-przywitałam
się.
-Dobry wieczór Pani
Shepherd.-powiedział uprzejmie Gideon.
-Dobry
wieczór.-odpowiedziała mama.-Właśnie siadamy do kolacji. Moja
matka jest razem z Glendą i
Charlottą w teatrze i
obawiam się że prędko nie wrócą. Wyszły jakąś godzinę temu.
Może zostaniesz u nas na kolacji?-to ostatnie było skierowane do
Gideona.
-Nie chciałbym robić
kłopotu.-powiedział Gideon.
-Oj, nie
przesadzaj.-powiedziałam przewracając oczami.-No chodź!
I pociągnęłam go za
rękę w głąb przedpokoju. Mama poszła do kuchni, a Gideon pomógł
mi zdjąć kurtkę. Gdy weszliśmy do jadalni powitała nas Caroline.
-Byliśmy dzisiaj w
kinie, wiesz? To była Roszpunka i
mama kupiła mi taką lalkę.-powiedziała pokazując nam długowłosą
lalkę Barbie.
-Super.-powiedział
Gideon.-Następnym razem muszę iść z wami.
Uśmiechnęłam się.
-Kolacja.-powiedziała
mama.- Mam nadzieję że lubisz spaghetti?
-Tak.-odpowiedział.-
Nawet bardzo.
-Cieszę się.-mama
uśmiechnęła się
Gideon usiadł pomiędzy
Caroline I mną.
-Czy Gwenny jest
ładna?-spytała się Caroline
-Bardzo.-odpowiedział
-Tak jak moja lalka?
-Tak.
-Kochasz ją?
-Oczywiście że tak.
-Hmmm...To
znaczy że się z nią ożenisz, prawda?-spytała Caroline po chwili
namysłu.
Wszystkich nas
zamurowało. Szczerze mówiąc poza
moim snem nie myślałam jeszcze nigdy o ślubie.
-Caroline, Gideon i
Gwenny są jeszcze bardzo młodzi i
nie muszą podejmować takich decyzji jak
ślub.-powiedziała moja mama
-Co nie znaczy że
nie kocham Gwenny.-powiedział
Gideon patrząc na mnie z uśmiechem, który natychmiast
odwzajemniłam. W tej chwili rozległ się grzmot i
światło zgasło. Caroline pisnęła ze
strachu.
-Spokojnie. To tylko
burza
kochanie.-Powiedziała mama biorąc
Caroline na kolana.-Gwen możesz poszukać świeczek?
-Już idę, a gdzie mogą
być?
-Chyba powinny być w
schowku obok przedpokoju.
-Pomogę ci.-zadeklarował
się Gideon.
Wrócilśmy po
kwadransie bo
znaleźliśmy je na najwyższej półce i Gideon musiał mnie
podsadzić. Gdy w końcu zapaliliśmy
świeczki mama wzięła jedną i
poszła z Nickiem i
Caroline na górę by położyć ich spać. Usiedliśmy z Gideonem na
kanapie przy kominku w salonie. Po paru minutach powiedział:
-Chyba muszę już
iść.-i zaczął
się podnosić.
-Nigdzie nie
pójdziesz.-powiedziała moja mama stanowczo do Gideona.-Nie puszczę
cię do domu w taką pogodę i
o tej porze. Możesz zostać u nas i
spać w pokoju gościnnym.
-Nie chcę robić
kłopo...-zaczął.
-Mamo możemy wyciągnąć
materac.
-Dobrze. Idę po materac
zaraz go przyniosę a wy możecie już iść do twojego pokoju
Gwenny.
I poszliśmy. W moim
pokoju przypomniałam sobie że pod poduszką mam koszulę nocną z
Hello Kitty więc otworzyłam szafę żeby wziąć jakąś inną
pidżamę, bo nie miałam zamiaru paradować przed Gideonem w takiej
z Hello Kitty. Ale okazało się że w szafie mam tylko koszulę od
cioci Maddy, której rękawy I dekolt obszyte są falbankami, a cała
reszta jest w kwiecistych wzorach. Wybrałam Hello Kitty i
wzięłam ją do łazienki żeby się przebrać. W tym czasie mama
zdążyła przynieść materac, a jak wróciłam Gideon już na nim
leżał w podkoszulku I bokserkach. Kiedy weszłam podniósł się I
powiedział:
-Hello Kitty.-Uśmiechnął
się.-Jakie słodkie.
Szturchnęłam go lekko w
bok.
-I za to nie dostanę
buziaka na dobranoc?-spytał z miną poszkodowanego.
Pocałowałam go
szybko w policzek i
położyłam się w
łóżku. Błysk za oknem na chwilę oświetlił pokój, a ja
ujrzałam szeroki uśmiech na twarzy Gideona.
-Ty wcale nie zamierzasz
spać na materacu, prawda?
-Nie, nie zamierzam.-to
mówiąc położył się obok mnie na łóżku.
-Dobranoc.-powiedziałam
sennym głosem.
-Dobranoc.
***
Gideon
Gwenny
szybko zasnęła. Jej głowa leżała na moim ramieniu, a ja
słuchałem jak oddycha spokojnie. Kosmyk włosów spadł jej na
czoło. Delikatnie odgarnąłem go i pocałowałem ją w czoło.
Przytuliła sie do mnie mocniej obejmując ręką w pasie. Była taka
piękna, jak mogłem tego nie dostrzegać na początku? Dlaczego
zachowywałem się wtedy jak arogancki dupek? Nie zdążyłam
odpowiedzieć sobie na to pytanie bo Gwen mruknęła pod nosem
"śpij". I postanowiłem jej posłuchać. Chociaż raz w
życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz